Replika (Brücknera na Polemikę Birkenmajera, 1935)
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Replika |
Pochodzenie | Dziennik Literacki, rocznik XXXII, z. 3-4 |
Wydawca | Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia „Dziedzictwa“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Metoda, jaką autor w książce i odpowiedzi stosuje, polega na przemilczaniu pytań najważniejszych, na czepianiu się szczegółów obojętnych, na domyślaniu się w słowach najprostszych rzeczy najniemożliwszych; ponieważ zaś „dygresja“ o Bozonie tej metody znakomicie dowiodła, zacząłem od niej recenzję, nie mojaż wina, że się to autorowi bardzo niepodoba. Przemilczał bowiem, co najważniejsze: autograf kroniki Thietmarowej nie dopuszcza żadnych jego badań; ustęp o Bozonie jasny u Thietmara jak dzień, tylkoż nie dla tego, kto poplótł dziwactwa i z nich się wyplątać nie może; każde słowo odpowiedzi o moich „niedokładnościach“ jest wykrętem: nazwałem Bozona kapłanem, boć biskupem był dopiero w parę ostatnich lat życia i t. d. Uporawszy się z „dygresją“ o Bozonie przeszedłem do św. Wojciecha (miłośnik prawdy zmyślił, jakobym przez to sugerował czytelnikowi myśl, że Bozon jest twórcą BR!!). Z św. Wojciechem ma się rzecz tak samo; autor przemilcza, co jedynie ważne; bawi się w liturgję, dogmaty, sympatje greckie Wojciechowe, w jego naukę i wiersze łacińskie i t. d.; zapomniał tylko o najważniejszych rzeczach: kto i dlaczego zmyślił bajkę o autorstwie BR Wojciechowem; dalej, czy na tle spółczesnem ogólnem (Otto, papież Sylwester itp.) i biograficznem szczególnem (Wojciechowem) ta bajka czemkolwiek się zaleca — żadne studja, greckie czy inne, choćby najgłębsze, nic nie pomogą, o te dwie skały rozbija się arcykruche czółenko autorskie. Więc milczy autor o Długoszu, badaczu i człowieku całkiem innej miary niż Łaski; Długosz, najsumienniejszy ze szperaczy, o tej bajce nic nie słyszał, bo ją dopiero Łaski r. 1506 urbi et orbi ogłosił, powołując się wzorem wszystkich fałszerzy średniowiecznych na źródła, których ani on ani nikt inny nie widział na oczy (podobnie powołał mistrz Wincenty nieistniejący zbiór listów Macedończyka). O BR zahaczały wszelakie fałszerstwa, przed półwiekiem odkrył Liske sfałszowanie dokumentu, niby czternastowiecznego, o jej odśpiewywaniu; Łaski dopełnił miarki; ostrożny Kromer nie napisał też, co Łaski twierdził, że jej autorem jest św. Wojciech, napisał: ferunt! Długosz wiedział, że BR jest patrium carmen i nic więcej, ależ to starczyło; był czas, kiedy BR była jedną pieśnią kościelną polską, śpiewaną więc przy każdej sposobności, w katedrze czy na polu walki, na Boże Narodzenie (ależ nie dla niego BR powstała, jak Łoś mylnie przypuszczał) czy na Wielkanoc przed kazaniem niedzielnem czy przy procesjach, zupełnie taksamo jak przy czeskim hymnie Hospodine etc.; moje słowa o czeskim hymnie przedstawił miłośnik prawdy tak, jakbym ja o BR powiedział, przecież zakończył własną odpowiedź o BR, cytując moje słowa odnoszące się tylko do Hospodine, co starannie przemilczał. I to przyczynek do „metody“ miłośnika prawdy. Że biskup, raczej mistyk i asceta, który służył kościołowi powszechnemu, przenigdy specjalnemu (narodowemu), dla swoich Czechów czeskiej pieśni nie złożył, ale dla Polaków polską, to mógł zmyślić Łaski r. 1506; powtarzać to bez dowodów w r. 1935, jest nonsensem; że zaś język BR o XIII wieku świadczy, o tem może autora pouczyć byle polonista.
Te fakty (autograf Thietmara; bajka Łaskiego) wystawiłem bez „szyderstw“ i „wymyślań“, o jakie mnie miłośnik prawdy pomawia, nie mojaż wina, że one go tak ukłóły. Pisałem zaś recenzję (umyślnie krótką, gdzież satysfakcja wojować z wiatrakami?) ostro, bo dowiedziałem się z boku, że fantazje autorskie w Krakowie i Warszawie mają powodzenie, co bardzo smutnie świadczy o naszych zdolnościach krytycznych, należało więc wyrwać zielsko z korzeniem, aby nam niwy literackiej nie zachwaszczało — periculum in mora! Dla krótkości pomijam wszelkie inne fantazje autorskie (np. Bogurodzica czy jak?), nadmienię jeszcze, że nie myślę psuć autorowi uciechy wygodnego jeżdżenia po moich domysłach z przed lat trzydziestu, których, o czem miłośnik prawdy wie doskonale, dawno się wyrzekłem; dodam jednak, dla jego uspokojenia, że te moje dawne i marne domysły są zawsze jeszcze stokroć dorzeczniejsze, niż jego świeże a marne fantazje.