<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Resztki życia
Wydawca Księgarnia Michała Glücksberga
Data wyd. 1860
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst tomu I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XII.
O


Obok Żelizowskiego dworku stał dom duży z facjatą nad którą było piąterko w ganku, wyglądający wcale porządnie, bez drzew z przodu, ale po bokach i z tyłu osłoniony ogródkiem. Zbudowany był z niejaką pretensją do architektury, i choć z drzewa ale bardzo starannie. Z każdéj strony drzwi głównych miał po cztery wielkie okna z zielonemi okiennicami, co dało powód nazywania go zielonym dworem. Chociaż przed kilkudziesięcią postawiony laty, dosyć się jeszcze dobrze utrzymywał i mało powypaczał, gdzieniegdzie opadał tynk, gzems się osunął, kolumna przekrzywiła, ale zawsze jeszcze wyglądał porządnie i wyżéj się podnosił nad inne. Za nim w ogrodzie na wzgórzu widać było altanę jedyną w miasteczku, rodzaj okrytego belwederu z chorągiewką na szczycie, ozdabiającą sad właściciela bardzo skromnie utrzymywany.
W tym dworku jak w innych mieszkał także człowiek dożywający swych resztek już mu niewiele przydatnych, niejaki pan Pokrzywnicki zwany tu Referendarzem, gdyż podobno był nim kiedyś w królestwie. Że rodem był z tych prowincji, wziąwszy uwolnienie od służby dla niewiadomych przyczyn, zamieszkał w dworku w którym od bardzo dawna żyła siostra jego panna Petronella Pokrzywnicka. Nie żonaty, stary kawaler, choć liczył sobie podobno lat około sześćdziesięciu a liku ich unikał; miał pozór wiejskiego strojnisia, ubierał się starannie, suknie sprowadzał z Warszawy i mimo szczupłéj pensji i małego funduszu, chciał grać rolę ważną a dom trzymać na pewnéj stopie swemu tytułowi odpowiedniéj.
Łysy, nosił perukę nie tającą bynajmniéj że była kupionym włosem, gdyż tak odcinała się od twarzy, że na pierwszy rzut oka widać było iż nie wyrosła z głowy Referendarza. Uśmiech uprzejmy ale chłodny, ożywiał jego usta ściśnięte, a postać ukazywała, że wielką ważność do roli swéj przywiązywał. Rzadko kiedy przy surducie nie miał wstążeczek orderowych, codzień ogolony i wyświeżony, a nawet trochę podperfumowany, tem się różnił od innych mieszkańców, że chcąc się na pewnem stanowisku wyższem utrzymać, pilnie baczył kogo przyjmował, z kim się wdawał, kogo miał prosić do siebie lub oddać mu wizytę.
W domu nie mając co robić, oddawał się całkowicie czytaniu gazet i polityce, i ta stanowiła główne jego zajęcie, — uchodził téż na kilka mil wkoło za bardzo głębokiego polityka. Trzymał Allgemeine Zeitung, Frankfurtski dziennik na współkę z Szambelanem i Kurjera Wileńskiego którego bardzo cenił za to, że nie żałując papieru, dawał nowin bez wyboru ile dusza zapragnęła.
Tajemniczy, skryty, poważny, Referendarz niewiele mówił o polityce choć ją lubił, ale trafiwszy na człowieka, który wedle jego przekonań, mógł go zrozumieć, rozwijał chętnie obszerne swe plany przyszłości Europy i wnioski z różnego materjału przędzone, tem pocieszniejsza że Referendarz Wolterowskim sposobem wielkie wypadki i względy mijając, z maluczkich okoliczności wyciągał najważniejsze rezultata. I tak, choroba ambasadora, podróż kurjera, słowo jakieś wyrzeczone przez znacznego człowieka były dlań ziarnem mającem wyrodzić w przyszłości radykalne zmiany. Mylił się nieustannie, ale go to nie zrażało, bo się do omyłek nie przyznawał. Przymuszony żyć z nimi przecie, towarzystwo proboszcza i pana Joachima przekładał nad inne, u Żelizów bywał czasem w niedzielę z ceremonjalną wizytą i orderami w pętlicy, u Podkomorzanki rzadko z powodów które niżéj wyjaśnimy, Szambelana nie lubił. Pan Joachim był najczęściéj powiernikiem jego głębokich postrzeżeń tyczących się polityki europejskiéj, ale przyznać musimy że od nich uciekał pod różnemi pozorami, bo nie było nudniejszego człowieka nad Referendarza gdy się wdał w teorje, i począł rozprawiać o systematach które sobie pobudował.
Siostra jego panna Petronella która całe życie przemieszkała w owym dworku, była sobie istotą prostą i starą panną jakich na świecie mnóstwo. Wierzyła w wielkość brata jak w ewangelją, a kochała go niezmiernie; za świętokradztwo uważała powątpiewanie o tem co pan Referendarz powiedział, w nim upatrując wzór i typ godności, rozumu, wykształcenia, i nim żyjąc tylko. To przywiązanie siostry było dla niéj życia celem, osłodą, zajęciem, a choć pan Referendarz nieco ją z góry i protekcjonalnie traktował, dosyć lekko się z nią obchodząc, nigdy mu tego za złe nie poczytała.
Panna Petronella miała czterysta złotych procentu i dworek w którym żyli za cały fundusz, ale przy wielkiéj oszczędności i małych potrzebach, nieźle jéj to wystarczało, a za powrotem brata zająwszy się domem na koszt wspólny, bardzo już była szczęśliwa i spokojna. — Chuda, wysoka, z twarzą niezmiernie przedłużoną i wyżółkłą, nie miała już żadnéj pretensji do piękności, ubierała się skromnie, a włosy siwe pokrywając z przodu jakąś fałszywą rudą plecionką, tak to czyniła nie starannie, że zpod niéj widać było doskonale kosmyki srebrzyste, datę jéj wieku wypisujące na czole. Zresztą lata i z twarzy nie trudno było wyczytać. Z boku było to coś nakształt medalowego profilu jednego z rzymskich Cezarów, nos potężny, czoło niskie, podbródek chudy a długo obwisły, policzki sprzyjające postrzeżeniom osteologicznym. Wyraz twarzy był poważny i surowy jak przystało na siostrę Referendarza, ale nie bez sarkastycznego uśmieszku. Panna Petronella hodowała kanarki, miała dwa pieski, modliła się gorliwie i lubiła nadewszystko nowinki. Ale czemże się bawić miała? Naprzód miała tę wymówkę, że i brata czasem czemś zabawić wypadało, powtóre, biedna istota wydziedziczona gdyby się nie zajmowała światem i ludźmi, cóżby robiła na świecie? Niesłychany to był talent indagacyjny, badawczy i wyborna metoda wnioskowania częstokroć z niczego, z uśmiechu, z wejrzenia, z chrząknienia o wewnętrznych usposobieniach, zamiarach i czynnościach ludzi. Nikt zręczniéj nie badał sług i nie zmuszał milczących do wypaplania się niepotrzebnie, wiedziała gdzie jaki sznurek pociągnąć, aby się usta otworzyły. Znać to coś było familijnego w tym talencie, gdyż co Referendarz dokazywał w polityce, to ona na polu codziennego żywota, oboje tkali z pajęczyny z niezmierną sztuką.
Oka panny Petronelli nic nie uchodziło, wiedziała w pięć minut co się stało na drugim końcu miasteczka, a nie było drobnostki któraby ją nie obchodziła. Codzień mogła z pewnością powiedziéć co na obiad dano u Podkomorzanki, i kto był do stołu zaproszony. Nie dziw że się tego szpiega obawiano, że unikano go zręcznie, a że panna Petronella lubiła przycinki i nie żałowała bliźniego, uciekano równie od jéj sądów i rozmowy, bo rzadko kto nie wygadał się przed nią z czem niepotrzebnem, i nie posłużył jéj za materjał do nowych historji. Na przekór wszystkim ona goniła za ludźmi, wciskała się wszędzie proszona czy nie, mieszała do każdéj sprawy, i nikt lepiéj nad nią kroniki miasteczka, jego dziejów i losów opisaćby nie mógł, bo przed dziesięcią laty zaszłe wypadki opowiadała jak wczorajsze.....
Dworek państwa Pokrzywnickich najmniéj z tych powodów łączył się z innemi, a choć stosunków nie zrywał, nie był nigdy w tak ścisłych i poufałych jak reszta mieszkańców. Do Podkomorzanki miała żywą urazę Petronella, że brata jéj ocenić nie umiała, a może potajemnie za to, że jéj także zbliżyć się do siebie nie dawała; pałała ku niéj niechęcią i zazdrością, i nigdy się prawie nie zetknęły żeby siostra Referendarza coś jéj nieprzyjemnego nie powiedziała, a w zamian gorzkiéj jakiéj nie otrzymała prawdy.
Pan Joachim z razu był w łaskach, bo sądziła że może..... dziwne czasem myśli starym pannom przychodzą..... że się na niéj pozna, że samotny zażąda od niéj pociechy, mówiąc wyraźniéj, że się z nią ożeni. Późniéj gdy ta nadzieja minęła, wiele utracił w oczach siostry pana Referendarza, ale została jakaś do niego słabostka.
Z Szambelanem byłaby się wyśmienicie zgodziła, ale tu zachodziła wielka trudność zbliżenia się.
Pan Wędżygolski który swoję kuzynkę i przyjaciołkę ukrywał niemal przed Podkomorzanką i wcale nie miał pretensji aby ona ją przyjmowała lub oddawała wizyty, od panny Petronelli wymagał aby z nią żyła w przyjaźni i stosunkach. Siostra Referendarza zgodzić się na to nie mogła, potajemnie tolerowała Farfarską któréj obszerne i rozległe wiadomostki bardzo się jéj do ogólnego repertuaru przydawały, ale publicznie się od niéj odwracała i udawała że nos uciera, gdy się potrzeba było ukłonić. Szambelan postrzegł że jego przyjaciółka nabawia regularnie kataru pannę Petronellę i mocno się o to obraził; a choć z innych względów sympatyzowali z sobą, to było szkopułem o który rozbijały się bliższe stosunki.
Na Żelizów otwarcie ramionami ruszała panna Petronella, nie mogąc pojąć dlaczego ich tak wszyscy wynosili wysoko, a że brat mało tam chodził i ona téż nie uczęszczała zowiąc zawsze paralityka Ekonomem, żonę ekonomową, a syna z przyciskiem — ekonomczukiem.
Z proboszczem stosunki brata były częstsze i dosyć się z sobą godzili, urządzano na probostwie wista dla Referendarza do którego proszono pocztmistrza i pana Joachima; ale siostra wielkiego człowieka miała mimo to tysiące do xiędza Herderskiego pretensji. Był czas że zamierzała nim owładnąć i kierować, że chciała panować na probostwie; — ostrożnie i grzecznie usunięta darować nie mogła, że xiądz Herderski wolał towarzystwo i dom Podkomorzanki. Ile kroć jednak złapać go mogła, czemś się przysłużyć, zbliżyć do niego, pomimo oziębłości proboszcza, nie omieszkiwała.
Prawdę powiedziawszy klęską była w miasteczku ta stara panna zła, szyderska, plotkarka, pełna zarozumienia i próżności, a nie wiedząca co z sobą zrobić, więc mieszająca się nieustannie w cudze sprawy. Głębiéj jednak rozebrawszy ten charakter, nie było w nim tyle energji i siły, ażeby mógł się stać szczodrobliwym małemu kółku wśród którego się obracał. Panna Petronella obawiała się każdego, tchórzyła łatwo i ujęta najmniejszą grzecznością, tyle znowu okazywała dobroci, że ją posuwała aż do natręctwa. Najmniejsza oznaka współczucia czyniła z niéj przyjaciółkę zajadłą, niemniéj przykrą i dokuczliwą dla tych którym sprzyjała, jak dla tych którzy ją obrazili.
W chwili gdy nasze opowiadanie rozpoczynamy, wszystkich oczy i ciekawość zwrócone były na dwa wypadki które jednostajne życie dworków przerwały; były to: spodziewane przybycie ubogiéj kuzynki panny Podkomorzanki, któréj losem zająć się chciała, i ów tajemniczy nieznajomy co kupił dworek naprzeciw Szambelana.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.