<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Resztki życia
Wydawca Księgarnia Michała Glücksberga
Data wyd. 1860
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst tomu I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXI.
N


Nazajutrz rano miasteczko całe wielce było ożywione wypadkami dnia wczorajszego, a panna Petronella wracając z wotywy zebrała po drodze mnóstwo zajmujących postrzeżeń, które z właściwym sobie talentem w jednorodną całość zlewać umiała. Żółciowe usposobienie sprawiało że prawie zawsze szukała w wypadkach znaczenia ich niejasnego, strony nie białéj, tu, na nieszczęście, trudno coś było odkryć nad bardzo pospolite zjawisko młodego dziewczęcia, sieroty szukającéj schronienia, bo pozostałéj bez opieki. Ale umysły twórcze nie poprzestają nigdy na surowych materjałach jakich im dostarcza natura, starają się one z najtwardszych nawet wyrobić coś, wedle myśli i nadać im życie zawsze na wzór i podobieństwo swoje, boć człowiek inaczéj tworzyć nie umie.
Przeszłość Adeli nie była wiadomą dobrze pannie Petronelli, a to właśnie nastręczało najdziwniejsze o niéj domysły.
— Dlaczegóż nie wiemy kto są jéj rodzice, mówiła sobie w duchu, dlaczego powiadają nam tylko o kuzynostwie jakiemś? zkąd to takie osobliwsze, jak do rodzonego dziecka przywiązanie Podkomorzanki, opieka téj babki staruszki tak troskliwa i tajemnicza? W tem wszystkiem coś się musi ukrywać. — Podkomorzanka dawniéj nieustannie czegoś jeździła do Ohrowa? po co? Czemu nikt nigdy nie wspomina rodziców panny Adeli? a dziś już posiwiawszy sąsiadeczka po prostu nazywa ją dzieckiem swojem?
Tak rozumowała panna Petronella powracając z kościoła, kręcąc głową, snując przędzę domysłów i wyciągając najdziwniejsze wnioski; obawiała się jednak niedojrzałych swych badań owocu dać komukolwiek skosztować, pókiby okoliczności nie rzuciły nań żywszego światła. Jeden tylko brat codzienny powiernik i obojętny ale powolny słuchacz, musiał natychmiast przerwać czytanie gazety dając pobłażliwe ucho siostrze, która siadłszy u jego biurka, zaczęła argumentować żywo o pochodzeniu panny Adeli.
Referendarz pomimo wielkiéj swéj powagi i szacunku jaki w siostrze obudzał, w życiu codziennem nieco ulegać jéj musiał, i choć mu nieraz przeszkadzała, męczyła go plotkami miejskiemi, gdy weszła, rzucał gazetę i poddawał się z pokorą losowi co go za powiernika panny Petronelli wyznaczył. Odpowiadał on rzadko, przeczył niewiele obawiając się by to nie przedłużyło rozprawy, ale obrócony twarzą słuchał z wlepionemi oczyma i pozorną atencją, tak że mu nic zarzucić nie było można. Z początku zamieszkania w miasteczku probował wprawdzie zamykać się na klucz i uchylać od zwierzeń, ale wyprobowawszy że panna Petronella umiała przychodzić pod okno, a wstrzymane nowiny rosły w objętości, musiał swobodnego im rozlania się dozwolić, widząc że na to niema ratunku. — Usłyszawszy na progu chód siostry, zwykle naznaczał miejsce w dzienniku na którem przestał, składał ręce, wygodnie rozsiadał się w krzesełku i niekiedy kiwając głową potakująco, zdawał się już na wolę Opatrzności. Doszedł był doświadczeniem że najmniejsze słówko miało własność pobudzać siostrę do nieskończonych dowodzeń, że potwierdzenie nawet głośne wywoływało argumenta, strzegł się więc jak najmocniéj dolewać oliwy do ognia — i znajdował się zupełnie biernie.
Tym razem jednak ciężko mu się było w téj roli utrzymać, gdyż Petronella przyszła z zapasem wielkim i niezmiernie rozległemi planami, które jako nieświadomemu dobrze stosunków sąsiedztwa, potrzebowała wyłożyć obszernie, i odwoływała się już wprost do brata żądając zdania którego ruszenie ramionami zastąpić nie mogło.
Domyśléć się łatwo o co tu chodziło, naprzód starała się dowieść Referendarzowi, że bardzo bliskie węzły pokrewieństwa łączyły Podkomorzankę z jéj przybranem dziecięciem.
Wybadawszy wrażenie jakie to uczyniło na bracie, jęła późniéj dowodzić że znaczny bardzo majątek Podkomorzanki, niezawodnie stanie się własnością Adeli, że dla niéj uposażając ją szukać będą męża chociażby w wieku dojrzałym, byle z pewnem na świecie stanowiskiem, mogącem pokryć niepewne pochodzenie żony, że w ostatku bodaj czy nie sprowadzono tu panienki w pewnych widokach na samego pana Referendarza.
Na te słowa i argument ad hominem, nie mógł się już powstrzymać zagadniony, poprawił peruki, odchrząknął i rzekł głosem poważnym:
— Co za idea!
— Zdaje mi się że bardzo sprawiedliwa i trafna, — poczęła wnet Petronella, — naprzód WPanu panie bracie koniecznie się ożenić wreszcie potrzeba, powtóre z majątkiem który tu jest, potrzecie z osobą młodą którąbym ja ci wykształcić mogła i nauczyć jak żyć ma, poczwarte.....
— Ale.
— Niema ale, panie bracie, to jest partja dla ciebie która ci się sama nastręcza..... o to idzie czy pochodzenie wstrętu ci czynić nie będzie, bo tam tak jest coś podejrzanego.
— Wspominano przecież rodziców panny Adeli którzy ją w młodym wieku odumarli...
— Tak! tak! oboje rodzice razem! ani śladu ani słychu tych rodziców! babka wychowywała, znamy to kochany bracie..... A nigdy mowy niema ani o matce, ani o ojcu..... Co się tyczy mnie, jabym zresztą na to nie zważała.....
— Ani ja! — rzekł Referendarz wchodząc powoli w myśl siostry, — przeniósłbym się znowu do Warszawy, bo poprawdzie powiedziawszy, tam tylko żyć można.
— Chciéj tylko a ręczę ci, że się to zrobi, — dodała Petronella, — za cały warunek położysz żeby Podkomorzanka formalnie się na nię majątku zrzekła..... wiem że znaczny.
— Ale różnica wieku? — wahając się rzekł Referendarz, — wprawdzie nie tak znaczna.
— Inaczéj się liczą lata męzkie i kobiece... nie jesteś stary.
— Stary nie jestem, ale...
— Żadnego ale, wieki najstosowniejsze... i zdaje mi się że choć oni tam wczoraj i pana Joachima prosili na wieczór i jego niby ciągną, ale ciebieby woleli.
— No, jużciż, — rzekł z uśmiechem Referendarz, — porównywać nas trudno.
— Bardzo przyjemny człowiek, ale pozycji żadnéj, a majątku mało i obciążony córką; która, miedzy nami mówiąc, nigdy tu nie zagląda nawet..... A teraz, cicho, — dodała, — i postępuj WPan zawsze mając na względzie to com mówiła, ja już na odwiedziny Podkomorzanki zważać i liczyć nie będę, ty chodź częściéj i powoli objaw wyraźniéj..... Innych, jeśliby byli, konkurentów potrafimy usunąć.
Oczy panny Petronelli zabłysły nadzieją przyszłego zajęcia, Referendarz się jednak zacofał.
— A jeślibym się miał skompromitować? — rzekł przerażony, — to trzeba postępować z ostrożnością największą, bo ja nie mogę narażać się na odmowę... przyznasz sama!
— I odmowy przypuścić niepodobna jeżeli ja w to wejdę, — przerwała siostra, — wszystko jeszcze skryte, odgaduję tylko co będzie, a zdaje mi się że się nie mylę, oni sami szukać cię muszą... Ty myśl tylko abyś dobrowolnie sprawy nie popsuł tą swoją dumą...
Referendarz brwi namarszczył, Petronella się cofnęła.
— To jest, rzekła, — uczuciem godności które czasem posuwasz za daleko.
— Alboż nie żyję tu ze wszystkiemi? cóż chcesz? nie jestemże dosyć popularny dla nich i przystępny? Mnie już zarzutu tego czynić nie możesz.
Rodzeństwo rozstało się na tem a Referendarz bardzo był rad, że udaną obrazą zmusił siostrę do odwrotu, i choć nieco zajęty podrzuconą myślą, powrócił spokojnie do wiadomości z Hong-Kong i Rio-Janejro.
Panna Petronella ożywiona planem który osnuła, przyodziawszy się nie bez pretensji, pospieszyła na plac boju, do Podkomorzanki.












Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.