Romancero.
Długie rzęsy opuściłaś
I przechodzisz bez uśmiechu.
W mroku nocy nad kościołem
Złote wierzchy blaskiem lśnią.
Ach, jak dziwnieżeś podobna
Do wieczornych Matek Bożych,
Długie rzęsy spuszczających,
Znikających w szarej mgle.
Idzie z Tobą kędzierzawy
Mały chłopczyk w białej czapce,
I za rączki go prowadzisz,
By mu nie dać na bruk paść.
Stoję w cieniu wrót klasztornych,
Wicher ostry twarz mi smaga
I kroplami łez zasnuwa
Wytężone oczy me.
Chcę wyskoczyć niespodzianie,
Krzyknąć Ci: O, Matko Boża,
Pocóżeś przyprowadziła
To Dzieciątko w czarny gród?
Lecz nie mogę głosu dobyć...
Idziesz — mijasz — A za Tobą,
Nad Twych stóp najświętszych śladem
Ściele się błękitny mrok.
Patrzę, patrzę i wspominam,
Jak spuściłaś rzęsy długie,
Jak uśmiechnął się do Ciebie
W białej czapce chłopczyk Twój.