Widzę cię, kiedy brzask otwiera dziecku oczy,
Wpatrzoną w skarbów skarb... w oczach zdrój łez radosny...
Widzę-ć w ostatni dzień, co się nad łożem mroczy,
Jak anielicę swą, wybrankę życia wiosny...
Widzę-ć, gdy idziesz w grób z gwiazdką, co lśni u czoła,
By otrzeć wieków proch, odczytać wieńców wstęgi...
I jeszcze widzę cię, jak przyszłe widnokręgi
Otwierasz mieczem swym płomiennym, archanioła!
W życiu, jak słońca słup, prowadzisz światła drżeniem...
W śmierci otulasz grób posągu cichym cieniem...
Słyszę cię w pieśni sfer wszechświata i wszechczasów!
W słowikach naszych strzech, gdzie czar wciąż lejesz nowy...
We wszystkich dźwiękach pól i gór naszych i lasów,
Gdzie tylko płynie czar najsłodszej sercu mowy...
Słyszę-ć, gdzie lutni gwar, gdzie pełne z miodem dzbany,
Gdzie dźwięczne perły harf spadają w łzach modlitwy,
Słyszę-ć, gdzie śmierci grzmot wstrząsa kurzawą bitwy
I gdzie w westchnieniu duch z otwartej płynie rany...
Żywym twej pieśni cud na ziemi raj odsłania,
A z grobów zrywa sen chorałem zmartwychwstania!
Czuję, że jesteś ty wysoko, tam nademną...
Bo życiotwórczy blask przedziera gęste chmury,
I serce w ciężkim śnie, jak bryłę ziemi ciemną,
Zapala w jedną z gwiazd — i ciągnie gdzieś do góry...
Czuję cię w każdej łzie, co skrą miłości gore,
Czuję cię z ognia fal, gdy zapał zawsze w łonie,
Gdy do uścisku nam z pięści roztwierasz dłonie,
Gdy jad odczyniasz z krwi, gdy leczysz serce chore;
Dobra się każda chęć z ciebie, jak z zorzy, budzi...
Po śmierci żyjesz wciąż w najczystszych sercach ludzi!
Najsłodszy życia czar z twej chwały piją usta!
Tyś ojców naszych cześć! Tyś własną dobrą sławą!
A każda boleść twa, jak Weroniki chusta,
Na piersi spada mi swą świętą twarzą krwawą...
Tyś nieuchwytny blask przez chciwy pazur wroga!
Tyś źródło dobrych serc, nieprzytłumione niczem!
I tyś najczystszych dusz wiecznie płonącym zniczem!
Tyś zdrowie me i moc! Tyś dar najdroższy Boga!
Kto mi cię wydrzeć chce — buntownik to przed Panem,
Zginie, jak prochu garść, rozsiana huraganem!