<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bohdan Dziekoński
Tytuł Sędziwój
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1907
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.
Uwięzienie.
„Jeżeli Anioł upadł, i wyrokiem wiecznym,
„Skarany, jakże człowiek może być bezpiecznym?
Sąd ostateczny, Yunga.

W mieście Enkhuysen, nad jeziorem Zuyder w Holandyi, mieszkał bogaty kupiec, właściciel wielu okrętów, nazwiskiem Jakób Hannsen.
W czasie morskiej podróży jesiennej, w celu handlowym odbywanej, na morzu Niemieckiem napadła go burza, i skołatane okręty ku brzegom Szkocyi zagnała. Szczególnym tylko wypadkiem uratował się od rozbicia i wylądował pod siołem Seatown.
Cała okolica dzika, odległe, w górach leżące wioski, nie nastręczały sposobu ratunku, jeden tylko zamek Seton-house nad morzem, na nieprzystępnej skale zbudowany, był najbliższem mieszkalnem siedliskiem. Już Hannsen był pewnym, iż stanie się pastwą barbarzyńskiego prawa, którym podlegali rozbitkowie i jeżeli nie więcej, utraci przynajmniej towary i okręty. Panem, zamieszkującym zamek, na szczęście kupca, był Kosmopolita od miejsca tego mieszkania zwany w okolicy Setonem; ten z szlachetną ludzkością pośpieszył na ratunek ludziom, przyjął ich w swoim zamku, okręty szybko naprawić kazał, i Hannsena postawił w możności powrócenia do kraju, o czem ten ostatni już zupełnie wątpił. Ujmujące obejście się Kosmopolity, jego dobroć, napełniły wdzięcznością serce Holendra. Odjeżdżając, zaklinał go, aby, jeśli kiedy na stały ląd przybędzie, nie omieszkał go odwiedzić w Holandyi.
W parę miesięcy potem, kiedy już żegluga z przyczyny lodów, dla wszystkich okrętów była zamkniętą, Kosmopolita przybył do Enkhuysen i u zdziwionego i uradowanego Hannsena, dni kilka zabawił.
Holender był jednym z rodzaju tych łudzi, którzy od młodości jedną ubitą postępując drogą, nie znając co to jest namiętność, nigdy nie zboczyli; u których uczciwość stała się nałogiem.
Uczucie obowiązku biernego jest u nich wyższem nad wszystko; dla obowiązku gotowi poświęcić majątek, szczęście; pomimo to jednak głuchymi są na wszelki głos serca, który nazywają chorobliwą czułością. Ten głośnej poczciwości charakter Hannsena sprawił, iż, odziedziczywszy znaczny majątek, nadzwyczajnie go pomnożył, a co więcej, iż obok majątku, obdarzony był powszechnem zaufaniem ziomków. Pomimo to jednak, kupiec, czcząc obowiązek jako swojego Boga, nieuznawał innego. Niewiele on troszczył się, czy nad materyą panuje jaka siła; nie badał nic, co za zakres jego zatrudnień wychodziło, a z wszelkich teoryi wiary, miłości, nadziei, nie mających bezpośredniego zastosowania do dobrego bytu, śmiał się przed poufałymi. W rozmowie z Kosmopolitą, gdy był u niego, cały charakter i sposób myślenia rozwinął i gorąco powstawał na wszelkie urojenia, jak mówił, tych, którzy przyznają ludziom duszę i nieśmiertelność. Poczciwymi, mówił, powinniśmy być tutaj na ziemi, aby się dobrze działo, a gdy śmierć podkreśli i zrobi bilans naszego żywota, ludzie sami zobaczą, jak kto był daleki bankructwa, nie potrzeba tu żadnej nieśmiertelności. Między innemi, powstawał także na nauki kabalistyczne, na magię, astronomię i alchemię.
Kosmopolita przy odjeździe z domu kupca, miał z nim tylko jedną rozmowę, w końcu której w jego oczach zamienił kawał ołowiu na złoto, i oddał mu na pamiątkę. Po wyjeździe Kosmopolity, gdy cały wypadek rozgłosił się, przyjaciele i znajomi Hannsena, więcej niż nad przemianą metalu, dziwili się nad zmianą postępowania i życia kupca. Opowiadał, iż Kosmopolita tą jedną rozmową, której za żadne skarby świata powtórzyćby nie chciał, przekonał go, iż całe jego ubiegłe życie było jednem, ciągiem pasmem bałwochwalstwa i niecnoty. Hannsen stał się odtąd milczącym, mistycznie pobożnym, powrócił do katolicyzmu, który porzucił, i, oddalając się powoli od handlu, oświadczył, iż gorliwie odprawi pokuty za dawniejsze zdania i czyny. Z nawrócenia swego nie robił żadnej tajemnicy i wszystkim o całym wypadku opowiadał.
Kosmopolita z Holandyi udał się do Drezna. W owym czasie panował w Saksonii Chrystyan II, Elektor. Srogi charakter młodego księcia wiele jego czynów napiętnowanych podał historyi. Ojciec jego, jak wielu innych panujących, wierzył w alchemię, z zapałem jej się poświęcał, znakomite wydając summy na alchemików i doświadczenia alchemiczne. Syn śmiał się z namiętności ojca i razem z wstąpieniem jego na tron, ogień w pracowniach zamkowych wygasł, a alchemicy wypędzeni i prześladowani zostali.
W takich stosunkach Sędziwój przybył ze Sztudgardu do Drezna, a w tymże samym czasie przyjechał Hannsen, chcąc się jeszcze raz widzieć z Kosmopolitą. Bodenstein, ciągle włóczący się z Sędziwojem, a dla zamiarów swoich i poleceń Rogosza, skrzętnie zawierając znajomości z cudzoziemcami, poznał Hannsena i dowiedział się od niego o pobycie Kosmopolity. Radość Bodensteina z tego zbiegu okoliczności była do nieopisania; wszystko spiknęło się na zgubę i poniżenie tych, ku którym piekielną pałał zawiścią. Zawiadomiony Elektor przez Bodensteina, wezwać kazał Hannsena i ten, nie domyślając się, że działał na zgubę tego, którego najwyżej uwielbiał, wyznał wszystko. Wskutek tego Kosmopolita schwytany został, lecz nie tylko nie zapierał się swej sztuki, ale ofiarował dać jej dowody w przytomności Elektora. Po odbytem doświadczeniu, Elektor, widząc sam przemianę jakiegoś metalu na złoto, rozpalił się chciwością. Z początku podchlebstwami starano się wyłudzić tajemnicę, gdy to nie skutkowało, spodziewano się dostąpić okrucieństwem, czego chytrość dostąpić nie mogła.
Bodenstein, sprawca całej zdrady, obawiając się Sędziwoja zemsty, usunął się od niego, czyhając jednak i jego wtrącić w przepaść.
Arminia, żona Kosmopolity, nie była uwięzioną; nie pozwolono jej dzielić więzienia z mężem i Bodenstein radował się zawczasu, iż dawne jego marzenia jeszcze się spełnić mogą. Radość tę zachmurzyła tylko wiadomość, iż w dniu uwięzienia Kosmopolity, Sędziwój był w zamku u Elektora, i jak wszędzie, nader łaskawie od niego przyjętym został.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Dziekoński.