Sława (Korczak)/Rozdział czternasty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sława |
Wydawca | T-wo Wydawnicze w Warszawie |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Sześć razy na tydzień zbierali się „rycerze honoru“ na wspólne głośne czytania, co wieczór w innem mieszkaniu: w poniedziałek u pana Józefa, ślusarza z fabryki żelaznej; we wtorek u rodziców Olka, we środę u Władka, w czwartek w sklepiku, gdzie Władek prowadził rachunki, w piątek u konduktora i w sobotę u matki Michalinki. W sklepiku częstowano ich nawet herbatą, a każdy rycerz otrzymywał bułkę z twarogiem. Prócz tego grywano niekiedy w warcaby. A więcej nie było co robić.
Dopiero w lutym odbyło się przedstawienie z fantową loterją. Bilety na przedstawienie kosztowały po dziesięć groszy dla dorosłych i po cztery dla dzieci. A bilety fantowej loterji były po dwa grosze.
Najgłówniejsze fanty są takie: dewizka z globusem, serwis dla lalki, scyzoryk z dwoma ostrzami, pachnące mydło, cebulka hiacyntu, ciastko z kremem, plecione z papierków ramki do fotografji i złota rybka w słoiku. Niektóre fanty zebrali między sobą, inne dostali od starych w budzie; złotą rybkę kupili za dwadzieścia groszy, bo jeden fant musi być żywy. Na prawdziwych fantowych loterjach jeden fant jest także albo kucyk, krowa, albo co innego żywego.
Przedstawienie miało być z początku dramatyczne. Olek razem z Manią napisali dramat napoleoński, potem historyczny, z „Potopu“. Władek już wie teraz, że „Potop“ — to powieść Sienkiewicza, i wie, że Mania dlatego wszystko dziwnie opowiada, bo ma talent literacki. Tak mówi Olek.
W dramacie jedna rzecz jest niedobra: jeżeli się tylko ktoś jeden pokłóci — wszystko odrazu popsute. Już się niby wszyscy zgodzili, że Olek będzie Napoleonem — znowu mieli pretensje, że Napoleon najwięcej mówi, a inni stoją tylko — i nic.
— Cały świat podbiję! — woła Napoleon. — Podbiję Europę, Azję, Afrykę, Amerykę i Australję. Patrzcie, moi wierni towarzysze: oto ten brelok dewizki, ta mała kulka — to cały świat, to jest globus. Bo trzeba wam wiedzieć, że ziemia ma kształt kuli. Wszystkie ludy będą mi posłuszne — i będę sławny.
— Napoleonie, a co z nami będzie? — zapytuje generał Dąbrowski.
— Bądź spokojny, włos wam z głowy nie spadnie, umiłowany wodzu bohaterskiego narodu!
Jaki ten Julek głupi: powiada, że Napoleon nie może na scenie mówić po polsku! Chyba nigdy do teatru nie chodził; bo Olek był już pięć razy.
Tak czy inaczej, dramatu nie było; a był koncert.
Grał gramofon, Olek deklamował, brat Bronka udawał głosy rozmaitych zwierząt i ptaków, Stefek z Józią tańczyli krakowiaka przy akompaniamencie harmonii; potem były śpiewy i śmieszny monolog.
Bawiono się doskonale i śmiano się, że ciastko z kremem wygrał stary pan Piotr, który się niedawno dopiero ożenił, a rybkę wygrała sklepiczarka, która dzieci nie ma.
Natalka przeprosiła się, była na zabawie i śpiewała nad program. A głuchoniema Michalinka cieszyła się najbardziej, bo zarobek z zabawy był przeznaczony na to, żeby jej kupić paltocik, bo całą zimę nie mogła wychodzić.
Lekkomyślna Pchełka i mały Wicuś tacy byli zadowoleni, tak się śmiali, kiedy brat Bronka udawał starego i młodego koguta, rozgniewanego indyka, psa, który z kotem rozmawia, kokoszkę, co jajko zniosła, i szczeniaka, którego biją, że zrobił nieporządek!
Długo, bardzo długo pamiętał Władek tę zabawę.
Kiedy umarli Wicuś i Pchełka, kiedy Olek wyjechał nazawsze do Łodzi, wspominał ich Władek nie inaczej, jak na pięknej zabawie z fantową loterją.