Sława (Korczak)/Rozdział siedmnasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Sława
Wydawca T-wo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ SIEDMNASTY.

Władek był już zupełnie zdrów, tylko mu skóra z rąk i nóg schodziła. Władek zdrapywał kawałki skóry, żeby prędzej wrócić do domu. Dostawał już bułki do jedzenia, ale tylko dwie.
W niedzielę odwiedził go ojciec; mama nie mogła przyjść, bo Pchełka chora. Na przyszłą niedzielę Władek wróci do domu. Tak mówi doktór. — Czy dobrze Władkowi w szpitalu?
— Dobrze, tylko się przykrzy bardzo. Wczoraj chłopakowi, co leży przy oknie, przecinali wrzód na szyi; wcale go nie bolało, bo mu dali na sen takie krople. A ten, co leży przy ścianie, jest także z ich podwórka, ten chłopak posłańca, co go tak biją, nie chce wracać do swoich, bo tu codzień mięso dostaje i w łóżku śpi. — Czy Wicuś naprawdę jest w domu? i dlaczego zabrali go w nocy, a nie w dzień po wizycie rodziców, jak wszystkich? — I teraz także dwoje dzieci jest wypisanych, bo zdrowe. — Czy Wicuś już nie krzyczy i czy przytomny?
Niecierpliwie czekał Władek następnej niedzieli. Szybko wbiegł po schodach do mieszkania. Jest Mania, jest Abu, a w łóżku ktoś leży. To Pchełka leży w łóżku, ale całą głowę ma obwiązaną i taka zupełnie inna.
Chciała Pchełka przywitać się z Władkiem, ale tylko głową ruszyła, jęknęła i znowu oczy zamknęła.
— Władeeek!
— Co chcesz, Pchełko?
— Czy Wicuś już zdrowszy? Kiedy wróci do domu?
Władek spojrzał na mamę i wszystko zrozumiał — i tak mu się zrobiło, jak wtedy, gdy mieli Abu oddać sklepiczarce na własność.
Trzy dni Pchełka nic nie mówiła, nie jadła, nie piła, tylko cicho nawet przez sen jęczała. Czwartego dnia, kiedy Władek przyszedł z mydlarni na obiad, a mama zmęczona zasnęła, Pchełka cichutko-cichutko zawołała Władka.
— Władek, znasz Helenkę?
— Siostrę Karola?
— Tak... Ja jej winna jestem dwa grosze... Jak umrę, to oddaj... I nie gniewaj się na mnie.
Pchełka mówiła bardzo cicho, bo na wargach miała czarne strupy, które ją bardzo bolały, i trzeba było ciągle przykładać kawałki waty, zamoczone w zimnej wodzie.
— Władek, poproś mamy, żeby już nie robili opatrunków, bo to tak boli... tak bardzo boli!
Jeszcze tylko jeden opatrunek robili Pchełce, a drugi już był niepotrzebny...
Władek nie chciał czekać, aż dostanie miesięczną pensję; wziął od Olka sześć groszy, odnalazł Helenkę.
— Pchełka pożyczyła od ciebie dwa grosze, prawda?
— Tak — powiedziała Helenka i jakby się zawstydziła.
— Masz tu sześć groszy.
Helenka nie chciała wziąć więcej, niż się należało.
— To resztę oddaj dziadkowi i powiedz, żeby zmówił pacierz za duszę Wicusia i Pchełki.
A Mania taki wiersz napisała:


Nie płacz, mamusiu, nie płacz, tatusiu,
Pchełka ma białe skrzydełka.
Jest teraz w niebie, ma koło siebie
Wicusia, synka waszego.
Aniołki białe i jasne całe
Śpiewają piosnki radosne,
Żegnają mamę, żegnają tatę,
Witają słońce i wiosnę.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.