Pies, gdy już zeczcigodniał
Zproział, zepsiał krzynę;
Gdy sobie już zaczepną
Zmierził bieganinę;
Gdy myśliwskie mu ruchy
Szły coraz nieraźniej, —
Rzekł do kota: — »Wiesz kocie?
Ot, żyjmy w przyjaźni!
Niech legnie między nasze
Waśnie bratnia grobla.
Może kapnie nam za to
Jakie premium Nobla,
Albo inne zaszczyty
Na nas jakie zlecą.
Miłość, równość, braterstwo...
Dajmy pokój hecom!«
— »Miau! — rzekł kot. — Nie stracim
Na tem, ni ty, ni ja«.
— »Zgoda więc?« — »Tak. A długoż?«
— »Wieczna! No, daj ryja...«
I tu, nim kot się spostrzedz
Mógł i umknąć ździebko,
Za cąber go szerokiem
Łapskiem ujął krzepko.
Serdecznie, po bratersku
Tak, i pyszczek koci
Gwazdnął ozorem, niby
Talerz od łakoci.
Kot, brzydząc się psu-bratu
Odpieszczać tem samem,
Na odlew mu wszelako
Plunął w ustną jamę,
I susa dawszy na mur,
Przybrał kształt pałąka.
Pies wściekł się. Taka zwięzła
Sojuszowa płonka.
Pies się z kotem nie zżyje,
Ani kot z psem. Czemu?
Bo lepiej się nie kochać,
Niż kochać po psiemu.