SAM Z PIEŚNIĄ.




I.
Okolica dumania,
Luba, cicha i błoga;
Skąd — aż w niebo och droga!
I duch po niej się słania:
Duch — dech — tchnienie to — Boga;
Powiew światów zarania,
W którym wszelkie tu ciało
Wzór i barwę przywdziało:
Powiew jasny, co z wieka
Opromienia człowieka.
Duch — dech — powiew zarania —
Pełną piersią tu chłonę...
Jakże ślicznie olśnione
Wszystko mi się odsłania!
Na zwierciadło to ducha,
Niech nieczysty nie chucha!
Cud mu cudów zamierzchnie.
Na kolanach i w bieli,
Jak pokorni Anieli,
Patrzmy w złotą powierzchnię!

Pan — przytomny w świątyni;
Pod gwiaździstą zasłoną,
Tajemnicę swą czyni.
I niebiosa wskróś płoną.
Drżą stołeczne podnoża.
Wielka służba — cześć Boża, —
Głos podaje. — Swiątynia —
Wzburza — niby organy.
Lik najświętszych wybrany,
Bije czoły, kolany.

Swiaty — złote naczynia,
Które dzierżą przeczyści,
Na około woń zioną.
Pod gwiaździstą zasłoną,
Tajemnica się iści. —
Wieczność księga. Od księgi,
Czas się bujnie strumieni;
Niezliczonych słońc kręgi,
Zwija niby na wstęgi:
Co w kręg cieni — przycieni?
Doby, lata, stólecia,
W niezmierzonej rozstrzeni.
Jako listki od kwiecia;
Co w nich krasy lub woni,
Dotykalne — na dłoni.
Palec — palec och! Boski —
Owej księgi wskazówka!
Jąkam jakieś tam zgłoski:
Domniemywam się słówka...

Człowiek — światów tych chluba;
Czelne Bożych rąk dzieło;
Nim się złe w nim poczęło,
Swiecił w szacie Cheruba.
Teraz próba — o próba!
Z Panem oto w rozterce;
Z głową rozwiódł już serce;
Jedność rozprzągł na dwoje:
Roi rzeczy nielada —
Niesłychane podboje!
Grzesznaż — grzeszna gromada,
Na otchłaniach — w omroce,
Swe lepianki druzgoce...
Pan jak władał tak włada!
Spadłaż gwiazdka gdzie jedna?
Cóż niesiecie z bezedna?
Owoc lichy — rozwiewny!...
Pan wszelako niegniewny,
Krnąbrnych duchów bezprawia,
Objawieniem poprawia.
O szaloneż to gody!
Rozpustujem szermierze.
Smierć, jak rybak u wody —

Swoje sieci, więcierze,
Wciąż rozpina — i bierze...
Insze — insze — skróź matnie —
I straszliwsze: o! pycha —
Aż w kończyny ostatnie,
Ku nicestwu popycha.
Ludzie — wypić chcą morze! —

Pieśni — darmobyś brzmiała:
Po anielsku w pokorze,
Nuć: «O chwała! o chwała!»
Napowietrzna szczebiotko —
Lot gdzieindziej rozpostrzem.
Chwilkę jeszcze leć ostrzem, —
Tam ku Panu o! słodko —
Z kadzielnicą od ziemi,
Dzwoń modlitwą za niemi!...

II.
Pieśni — serc tu królowo,
Ziemskiej braci pociecho!
Tyś rozbrzmienie, mdłe echo.
W niebie nuta i słowo;
Z nieba — z nieba — od Pana,
Zawsze młoda — wiek wiekiem —
Na piastunkęś zesłana!
Żyjem piersi twej mlekiem,
Lubujemy na ręku; —
Głos twój słodki, niewieści,
I czaruje, i pieści,
Że śród płaczu i jęku,
Usypiamy boleści. —
I roskosznie w rozdźwięku,
Wzrok cieleśny się skleja;
Chyżo mkniemy — za burzą —
Mkniemy z tobą — a wtórzą —
Wiara — miłość — nadzieja:
Jak duchowie skrzydlaci,
Krocie lubych postaci;
Swieże myśli bez liku
Cuda gonim po niebie...
Pieśni — Boży senniku!
Prawda w tobie — i z ciebie —

Twe to słowo — i nuta!
Ów dla mędrka świat baśni,
Żyje w sercu — o! tutaj —
Tu — na jawie — na jaśni!

O! na jaśni, na jawie,
Usty polskich dziś synów,
Pieśń zwiastuje łaskawie —
Coś — o cudach — o sławie —
Jakiś — niby sen — czynów!
Pogrążeńcy otchłani,
Łzy powszednim ich chlebem,
Tacy wątli, znękani,
A ku niebu — pod niebem,
Jak pokutne Anioły,
Hymn śpiewają wesoły, —
Hymn przeczysty... jak rosa —
Którą leją niebiosa,
Zdala skrami połyska,
I tęczuje się z bliska:
Hymnu tego — z ich duszy —
Grzmot światowy nie zgłuszy.
Pieśni — serc tu królowo,
Gościu mego dziś łona!
Tak pieściwie, duchowo,
W swe mnie tulisz ramiona;
Że od nieba aż słowo,
Ja lepianka olśniona,
Czuję — wielbię — w mém ciele,
Niby Boga w Kościele, —
Chromy oto u wody —
Cudownego tu źródła,
Odpasuję me szczudła,
By gdzieś lecieć na gody.

Pan — śród ziemskiej świątyni,
Tajemnicę swą czyni,
Służba — cześć się poczyna:
Pieśń sprawuje organy.
Hymn lechicki ograny;
I lechicka rodzina,
Bije czoły, kolany.
Pełna duchów świątynia.
Na około przeczyści,

Dzierżą święte naczynia:
Tajemnica się iści —
Za bezprawia och! świata —
Chrystusowa objata!
Jako kłosie — w głos dzwonka —
W ziemię chylą się głowy.
Amen — amen! chórowy,
Amen — amen się błąka;
Amen — amen! raz trzeci —
W niebo bracia niech wzleci!
Dzieci skłońcie kolanka!
Bo miłuje Pan dzieci:
Wasz paciorek woń kwiatka.
Skłońcież — skłońcie kolanka!
Za rodzinę swą matka;
Za swym lubym kochanka;
Za pokrewne, za bliźnie,
Za pomyślność w Ojczyznie,
Nućmy: «Chwała! o chwała!
«Cud wypełnia się — w cudzie!
«Łaska na lud! na ludzie!
«Łaska Pańska i cała!
«Chwała! chwała! o chwała!
Swięta pieśni z pośrodka,
W łono Ojca płyń słodka!
Z kadzielnicą od ziemi,
Dzwoń modlitwą za niemi!

III.
Bracia moi — co chcecie?
Dumam sobie po świecie;
Bujam po tym obszarze;
Jak wiatr więzień gdzieś w jarze,
Skróż obecny szelestem,
Poświstuję i marzę,
Niewidomy — a jestem!
Pieśni — pomnisz o dziecku,
O burzliwym młodzieńcu,
Swieżaś — strojna — w rumieńcu —
O swawolnie, po świecku,
Podrzeźniałaś mej wiośnie!
Jako źrebce w poskoku
Wrące, rżące radośnie;

Rok umykał po roku;
Aż step hukał roznośnie:
Ani siodła, ni wozu,
Ani znały obozu,
Źrebce szły mi w zawody.

Nudne, insze dziś czasy!
Kwiat ów bujnej urody,
Pełen woni i krasy,
Zronił listki na wody:
Lecąż — lecą po wodach!...
I uczęstnik na godach,
Mój najmilszy — jedyny,
Co od cichej Taśminy,
Jak skowronek — głos w głosie,
Dzwonił w górę po rosie,
Dzisia ze mną ku burzy,
Sercem sercu nie wtórzy!...
O! nikogo nie winię,
Ni ku sobie tu nęcę:
W szarej oto godzinie,
Jak za nutą w piosence,
Roję — co się nawinie!
Opadają już ręce.
Jakoś widok zamglony!
I ponurość okola
Cudze — dzikie te strony.
Sępne niebo i pola!
Jednak będzie — coś będzie
Jakaś drżączka sokola,
Napastuje mię wszędzie.
Co ten wróży niepokój?
Będąż burze? lub łowy?
Pieśni — bój mi prorokuj!
Wnet ja sokół stepowy
Na ramieniu hetmana,
Pójrzę szerzej — w około:
Grzmiącą piersią Bojana.
Och! — z pod serca — wesoło —
Jako surma miedziana,
Przez orężne pokosy,
Huknę — Ura! w niebiosy.

Bracia moi — co chcecie?
Mdło mi dzisia na świecie;
Mrowie zbiega oblicze;
Zmora piersi me gniecie;
Że trzech oto nie zliczę:
Niby bielmo na wzroku!...
Więc sumuję na boku
Tulę smutek — i płaczę!
Bo jak pisklę sokole
Tam na żerdzi — to kracze —
Ale wyjdźmy-no w pole!
Niech wiatr pocznie poświsty!
Step zapachnie ojczysty!
Nuta ozwie się w dumie,
Obaczymy w tym szumie!...

Bracia! znacież Bojana?
Dziw omroczny, — wieść stara,
Jarych moich snów mara,
A słowiańska, kochana:
Bojan, zmierzchłych stóleci,
Oho! leci — już leci!
Wieszcz ten, — niby wcielona
Prawda Boża, — w polocie
Jak kometa z ogona,
Trzęsie w koło gwiazd krocie;
Miesi wiatry pod stopy
Skrzydły bije w nieb stropy.
Gdzie po drodze zapuka,
Wszystko na głos odpowie:
Starosławni ojcowie,
Z mogił wstają do wnuka.
Skinie, — ptastwo niech wtórzy!
Przyhukuje — niech ziemia!
Głos pokoju — to burzy, —
Wyprowadza — oniemia:
Każe jęczeć — i jęczą.
Niech się naprze za tęczą;
Każdy śliczny wnet prążek,
W koło ręki obwinie:
Dla kochanki — siedm wstążek!
Bogacz, w swojej dziedzinie!
Owe jasne błękity,

Co słońcami wskróś gorą;
To kraj jego podbity
Modlitwami, pokorą.
Tajemnice — a czary,
I miłości i wiary,
Które mądrość jałowa
Choć się sili — nie ima;
On, piastuje oczyma,
Pod swém sercem je chowa.
Posłuchajcie-no pieśni!
Mocarz, mocarz na tronie!
Co się duszy tej nie śni?
Póki gości Bóg w łonie!
Póki mokre powieki!
Wieszcz po Bogu — Bóg w sobie!
Twórca w swoim sposobie!
Guślar-gęślarz na wieki!

Bracio moja — co chcecie?
Niewsmak dzisia na świecie:
Jednak z pieśnią sam na sam
I ja miewam narowy!
Brat-koń oto stepowy,
Niepohasa — jak hasam:
Wiatry w nogach się plączą,
Posuwiście — i rączo
Pędzę lekki — wesoły.
Patrzę w słońce — aż łzawo.
Myśli moje sokoły,
Biją w lewo — i w prawo.
Witaj Sawo! Motławo!
Krążę między otchłanią:
Mgłę rozgarniam nadziemną.
Polska moja — przedemną,
Sercem padam się za nią!
Bohatéry hetmanią:
Najezdników precz płoszą.
Dycham — rajską roskoszą!
Och! oklaski godowe;
Uczęstniki uciechy,
Krewne Serby i Czechy,
Czczą słowiańską królowę.
Pieśń ku niebu wybucha,

Kornie chylą się głowy:
Bojan — dzwoni coś — nowy!
Łowię dźwięki do ucha;
Cudotworną tę rosę,
Na mogiły gdzieś niosę.
Wstaję z martwych plemiona,
Stąd, i z owąd, i tłumnie,
Poklaskują och ku mnie!
Ziemia oto rodzona,
Występuje do syna!
Och — i moja drużyna,
Tuli mi się do łona!
Och, i moja jedyna..,
Czołem przed nią, w pokorze,
Łzami niebo otworzę;
Czary — czary — jej oczy,
Przewodniczki me zorze:
Bracio — jużem ochoczy!
Drum — drum — torban mój drumka...
Komuż dumka? lub szumka?

IV.
Snów — urojeń bez liku —
Jak opadłych tu liści:
Pieśni — boży senniku!
Co mi z nich się uiści?
Będzież — w mojej jesieni —
Niźli w lecie, zieleniej?
Toż co w życiu kochałem;
Com pożądał lat wiele,
Z tak płomiennym zapałem:
Ma mi zamrzeć w popiele?
Niech się święci Pan nieba!
Toż pożegnać się trzeba,
I z miłością? i chwałą?...
Bądźcie zdrowe — me dziwy!
Bylem widział tu żywy,
Polskę wolną i całą!

Bracia — duch moj w zamieci,
Znowu leci — gdzieś leci!
Jestem kędyś — śród boru:
Takie lube zacisze;
Tak roskosznie pierś dysze,

A z wieżycy klasztoru,
Jęk po jęku — dzwon — w pysze —
Wieść roznosi nieszporu.
Głowa moja wciąż młoda,
Po dawnemu się żarzy.
Och! a siwa w pas — broda —
Marszczki w czole i twarzy.
Włosiennica się ciału,
Przypomina po cichu.
Dzwon — gdzieś głuchnie pomału.
Spiesz — pośpieszaj no mnichu!

Pan przytomny w świątyni.
Hymn się wzbija ograny;
Bracia moja pustyni,
Krew gorąca Rusini,
Chwalą Pana nad Pany!
Serca — usta — drżą w hymnie:
Tak mi błogo — na chwili;
Jakbym świętych czuł przy mnie,
Jakby z nieba zstąpili,
Pańscy — Paweł, Bazyli.
Kazalnica tam woła:
Spiesz się mnichu! o — spieszę,
Cieszyć wierną tę rzeszę.
Błogosławię do koła.
Rozerwańców Kościoła,
Pod nogami już mieszę.
Carogrodzka waśń pusta,
Którą pycha zaciekła
Wybluźniła przez usta,
A Cezarów rozpusta,
Podsycała dla piekła:
Pusta waśń ta minęła;
Jako przędza pająka,
Gdzieś na wiatrach się błąka.
Ale wskrześcy są dzieła;
Szatan hufce prowadzi:
Potępieńcy niekarni!
Oto zburzyćby radzi,
Spokój Pańskiej owczarni.
Kościół stoi widomie,
Na opoce — na Pietrze!

Ślepcy jednak w niesromie,
Wiatry gonią — na wietrze —
Pan ozwie się w gromie,
I źrenice im przetrze!
Z nami święty Duch; — Ducha
Łaska u nas — na ziemi!
Lud się kaja i słucha.
Swięte ziarno się plemi. —
Mnichu — módl się ty z niemi!
«Oby w Polsce — twym kraju —
«Pośród mórz tam — a stepu —
«Słowiańskiego kwiat szczepu,
«Wiecznie Panu woń raju
«Buchał, jako na dobie —
«Ku wszech światów ozdobie!»

Boje — znoje — te lackie,
Och! łez tyle — krwi tyle; —
Długie smutki tułackie; —
To się śniło — niemile;...
Mnichu — pieśnią jak z młodu:
Uczcij świątki narodu.

Noc — noc ciemna i cicha.
W kratowaném okienku —
Mruga światło u mnicha.
Głową wsparty na ręku:
Snać w jakoweś głębinie,
Żartką myślą przenika:
O! w duchowej dziedzinie,
W swej kopalni języka!
Cud — a czary — gdzie skinie!...
Tam zdrój błyska żywota;
Tu i owdzie znów żyła —
Żyła srebrna, to złota;
Samorodna znów bryła;
Różnych kruszczów — och siła!
Mnich radośniej się miota:
Skarb to wielki, nietkniony,
Na ołtarze — korony!
Pochylone znów skronie.
Słychać — pisze — coś słowy,
Latopisiec surowy,
A chodzący w zakonie,

Nad swą księgą przy stole,
Wciąż w zapale pobożnym,
Karci bezrząd, swawole;
Zbija rogi wielmożnym,
Prawdą w oczy im kole.
Czasem żywiej się rzuca —
Snać się wzdryga na waśnie:
Pogrzmiewają coś — płuca,
Złość — to wiedzie na jaśnię.
Lampa — lampa już gaśnie.

V.
Och! snów — rojeń — bez liku —
Jak opadłych tu liści:
Pieśni — boży senniku!
Co — mi z nich się uiści?
Będzież — w mojej jesieni —
Niźli w lecie, zieleniej?
Serce w łonie radośnie,
Puka — kuka — zozula;
Chyba ma się ku wiosnie —
Że tak mi się rozczula?
Co mi wróży? co grucha?
Żebyż złowić do ucha!...
Bracio moja — co chcecie?
Marzę sobie po świecie,
Bujam po tym obszarze:
Duch — więc bujam i marzę —
Aż wypełni się próba!...
Człowiek ziemi tej chluba,
Celne bożych rąk dzieło,
Nim się złe w nim poczęło
Swiecił w szacie Cheruba.
Po swej próbie — na nowo,
Wdzieje szatę godową...
Tą nadzieją ja dumny —
Puch — skrzydlatej mej dumy —
Gonię — łowię jej szumy,
Na węzgłowie do trumny!
Na niém smaczno i mile,
Snić się będzie w mogile.

Wieczor — Kończy się praca.
Pan oblicza się z kmieciem;

Skinie — «Do dom niech wraca!»
Bracia — sypcież mi kwieciem!
Toż się kopniem! pomieciem!

Endoume nad morzem Śródziemném,
w październiku 1837.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Zaleski.