Samuel Zborowski (Słowacki)/Akt I
(Kładzie się i usypia. Wchodzi Ojciec z uczonymi...)
KSIĄŻĘ
- Teraz tu za tą siadajcie zasłoną.
- Oto już zasnął mój najukochańszy,
- Ale od ptaszka on leśnego rańszy
- Wnet się obudzi... czy te światła płoną
- Dobrze?... Czy dobrze będziecie widzieli?
- Twarz jego pełna tej okropnej bieli,
- Która sny wróży... Już to śnicie trzecie...
- Gdy będzie mówił... pytać go możecie
- O to, co związek ma... z jego widzeniem,
- A on odpowie... z szaleństwa natchnieniem Rzeczy dziwaczne.
DOKTOR
- Stan somnambulizmu,
- A często skutek w piersiach anewryzmu.
EOLION
zrywając się
- Że na strumieniu krwi błogosławieństwo,
- To wiem... więc kiedy ogniste bałwany
- Z łon wyrzucały straszne lewiatany,
- Gdy Duch przez pierwsze męczeństwo
- Natury się do Boga przedzierał...
- Gdy łono ziemi otwierał...
- I z ogniami rzucał skały,
- Kiedy na burzliwym niebie
- Pioruny odpowiadały
- Duchowi, co szedł do ciebie.
SAMUEL ZBOROWSKI
- Widziałem tęcze na niebie
- Twojego ze mną przymierza...
- A ty teraz chcesz pacierza.
- Pacierz mój trzaskaniem skał,
- Pacierz mój... to piorun chmur,
- Pacierz mój — wulkanem stał...
- Płomieniem stał na szczycie gór...
- Nie zmarszczyłeś wtenczas brwi,
- Gdy wchodził Duch w kolumnę krwi.
- A teraz... odrzucasz to morze...
- I zamknąłeś obietnicę
- W twoje ukochańce Boże...
- Wyklęty więc naturę w ramiona pochwycę,
- Świat wezmę... ręką rozrobię,
- Na różne kształty rozdrobię
- Niby z każdego kamienia,
- Niby szyją wytrysnę jaszczurczą...
- I pokażę ci moc moją twórczą
- Przez wiekowe pokolenia.
- A ile razy rozpłonę
- Cały jako słońce złote,
- Spotkam twe błogosławione
- I spalę ogniem, i zgniotę;
- I wejdę... i wstanę z mogiły,
- Aż mię przyjmiesz... ducha siły —
- Choćbym był od gadu krwawszy,
- Za żywot i moc ukochawszy...
TEOLOG
- To jest rzecz moja, jestem Teologiem.
- On, widzę, rozmawia z Bogiem.
- Zapytam go... więc, co widzi...
- Lepiej by tu starzy Żydzi
- Pomogli i talmudziści...
- Powiedz... co widzisz... młodzieńcze?
EOLION
- Nic... widzę... ognistą tęczę
- I to mię o tu, o tu boli...
- Ta tęcza nim świat okoli...
- Różnopromiennymi pióry,
- Nim go dokoła obleci,
- To ja przejdę przez tortury
- I duch się we mnie rozkwieci,
- I cisnę... nie anielską tęczę...
- Ja się w mej twórczości męczę...
- A oni... patrz... pełni mocy
- Na górach Boga prorocy...
- Piorunami nakryci... kościołem...
- Nad tęczowym stoją kołem
- I lud jako owce pasą...
DOKTOR
- Maluje rzeczy z nadzwyczajną krasą
- I nie brak mu w słowach siły...
OJCIEC
- Już teraz się w nim te sny wyjaśniły,
- Już śni jak, człowiek... ale była pora,
- Że świszczał jak wąż... przed piersią upiora
- Wyprostowany... wtenczas na ciemnotę
- Świeciły dziwnie oczy jego złote,
- Straciwszy zwykłą czarność i nalane
- Słońcem...
EOLION
- Dajcie mi tarcze zwierciadlane,
- Dajcie mi złotą mitrę ojca Ramazesa,
- Zaprzężcie konie białe jak mleko — Atessa,
- Siostra moja... niech ze mną na wóz złoty wsiądzie...
- Niechaj położą dary na czarnym wielbłądzie,
- A łodzie niech okryte tyryjską purpurą
- Czekają przy sfinksowych alejach... O! góro
- Karnakowa... twych kolumn jaspisowych krocie,
- Twe granity kowane... twe. piaskowce, w złocie,
- Błękitach i rubinach... niby las bogaty;
- Gdzie pnie całe okryte tęczowymi kwiaty, .
- A liść cały różowy z granitów syjeńskich,
- Zorzy wielkiej podobny wstędze... i bóstw żeńskich
- Rumieńcowi... o! góro... gdzie piramid twarze,
- Najwyższe tutaj słońca złotego ołtarze,
- Są zapisane czynów moich wyliczeniem,
- Ducha mojego pracą — wielkim przemienieniem —
- Granitów w moje myśli o wieczności Ducha
- Na ziemi — góro ludzka, skąd duch mój wybucha
- Stu bramami... i na świat się na złotych wozach
- Toczy... tratując wszystko... zapomnij o zgrozach
- Życia mojego... — tutaj... z płonącego gmachu
- Wyszedłem jak król ludzi — bez serca — i strachu...
- Po ciałach ludzi żywych... co się kładli sami
- I byli mostem... słyszę pod mymi nogami
- Trzeszczące ciał wilgocie... kiedy ogień z ciałem
- Walczył — ale żadnego jęku nie słyszałem,
- Anim zabolał sercem... — bo mój duch fatalny
- Z głazów i z ludzi czyni świat piramidalny
- I ma spokojność stwórcy... — Ale śmierć przemaga...
- Zawołajcie mi tutaj tyfońskiego maga —
- Chodź... chcę pomówić z tobą... chodź, starcze uczony!
- Widzisz ten wóz białymi końmi zaprzężony,
- W alei sfinksów... czeka... a już na nim stoi
- Atessa, siostra moja.
- Jak ona się boi
- Tych koni... co pod drżącą i mleczną powłoką
- Mają krew... ogień... dumę... królewską... gdy wloką
- Trupy królów... i na wiatr rozpuściwszy grzywę
- Lecą przed złotym wozem by furie straszliwe,
- Piekielne...
- A dziś patrzaj... jak, zda się spokojne,
- Wiedzą — przeczuły — że nie wyjeżdżam na wojnę,
- Ale już ku grotowi dyszel obrócony.
- A patrz, Atessa... moja do złotej korony,
- Do mitry... cyprysowych przydała gałązek...
- Miłość żony... przeczuła smętny obowiązek
- Skonania... lecz się piękność — nawet na śmierć stroi.
- Pamiętajże, o magu — ty i bracia twoi,
- Aby się wasza wiara... w zmartwychwstanie ciała
- Sprawdziła... i piękności tej nie oszukała.
- Bo...
Dobywa miecza.
- Więc ty mi przysięgasz... że za trzy tysiące
- Lat... ta góra... kolumny... to niebo i słońce
- Nawet... o! ta żurawi girlanda... płynąca
- Jak hieroglif na niebie... i tam to miesiąca
- Oko... srebrne, które się za palmami jawi,
- W tym samym wszystko kształcie znowu się postawi,
- Gdy z alabastrowego będę sarkofagu
- Budził się z siostrą moją, Atessą... o! magu,
- Budził się z siostrą moją Atessą... po wiekach
- Snu, spoczynku?...
Zamyśla się.
- Mówiłeś mi, starcze, o Grekach.
- Ten ślepy harfiarz... który tu pod moim tronem
- Śpiewał... nowym językiem... nowym Ducha tonem...
- Utkwił mi... i zejść z oczu nie może... Ja w jego
- Głosie słyszałem, magu, coś nieśmiertelnego
- I dlatego w grobowca rytym malowidle
- Ten starzec z harfą złotą... przy odwianym skrzydle
- Srebrnej brody... przez moich rzeźbiarzy wykuty,
- Trwa między pamiątkami...
- Niech ten duch poczuty
- Duchem... zostanie kształtem... który grobowcowa
- Cichość przy sarkofagu na wieki zachowa,
- Aż się obudzę...
- Teraz!... do sennego łoża...
Postępuje i niby we śnie idzie ku oknu gotyckiemu.
- Coraz ciemniej... jak słońce, gdy leci do morza,
- Coraz ciemniej... konie mnie... do przepaści niesą...
- Coraz ciemniej i smutniej... Atesso! Atesso...
- Tu nam zostać na wieki... tu położyć ciała,
- Atesso... tyś mię w złotej tyjarze kochała,
- I nieprawda, że w jednym zaśniemy uścisku,
- By się zbudzić z miłością... Patrz, na obelisku,
- Co się nad sarkofagiem... od pochodni złoci
- Niby duch... tam w ciemnościach... i w grobu wilgoci...
- Skazany stać przez lata trzytysiączne... w ciszy,
- Aż nasze znowu głosy ocknięte usłyszy.
- Patrz, na tym obelisku... pracownicy prości,
- Nie rozumiejąc — ryli historią miłości,
- Historią naszej duszy — jasnej — rozkochanej,
- Historią tej małżeńskiej razem i siostrzanej
- Pary serc naszych... siostro! obejmij w ramiona
- Ten kamień... tam są nasze miłośne imiona,
- Tam wypisana wierność — i imionka dzieci...
- On jest pomiędzy nami teraz jak brat trzeci,
- Wszystko wie... i zapomnieć się nigdy nie boi,
- I nad naszym grobowcem jak piastunka stoi...
- Więc go pocałuj, siostro... bo to brat nasz niemy.
- Teraz nam spać... i w jego opiece zaśniemy...
- A gdybyśmy wstawali ze snu nieprzytomni,
- Gdybyśmy zapomnieli — czego — on przypomni...
- I nie przemoże grobu ta ciemność i zgniłość.
- Obudziemy się znowu na słońce i miłość
- I dawne życie — w tęcze się rozleje nowe.
- Zdejm więc róże z tyjarą i włóż mu na głowę.
- Tyś skończyła z kwiatami... ze wszystkim skończyła.
- Chciałem, aby nas młodych zamknęła mogiła,
- Abyśmy młodzi znowu... do żywota wstali.
- Weź tę truciznę... serca ci dotknie i spali.
- Ja sam... skonałaś... ha już... już na pozarzeczu
- Tyfońskim... tyś otruta... ja skończę na mieczu.
OJCIEC
- Jezu Maryja... upadł...
DOKTOR
- To nic — pulsy biją...
- Niech go teraz położą na łożu — okryją,
- Ja będę mu lekarstwa me administrował,
- Gdy się obudzi...
OJCIEC
- Niańki zawołajcie... Niańki...
DOKTOR
- Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
- Trzeba będzie na karku postawić mu bańki.
Odchodzą.
CHÓR DUCHÓW
- O! smętny — o! kochany!
- Srodze ty oszukany...
- Przez sfinksowe aleje
- Piasek stepowy wieje...
- Jaszczurki łuską brzęczą
- I ludzi się nie boją;
- Palmy przy sfinksach stoją,
- W palmach wielbłądy klęczą,
- Na Luksoru wyżyni
- Cicho jak na pustyni...
- Przeszło lat trzy tysiące.
- Te same złote słońce
- Przez niebiosa się pławi
- I girlanda żurawi
- Ta sama na niebiosach.
- I kolumn głowy ścięte,
- I groby odemknięte,
- I harfiarz w srebrnych włosach
- Nad harfą swoją złotą
- Duma niby z tęsknotą...
- O! smętny — o! kochany!
- Srodze ty oszukany...
- W naszym chórze boleści
- I płacz słychać niewieści...
- Bo przy pochodni błysku
- Ktoś do grobu zawitał
- I stanął... i coś czytał.
- Na smętnym obelisku
- Twój dawny poznał Eden...
- I zapragnął... on jeden...
- Lecz ty... z boleści zgrzytasz,
- Bo nigdy nie wyczytasz
- Tego z dawnych kamieni,
- Lecz na serca czerwieni
- Zapisano ci będzie:
- Piosnka obelisku,
- Wszystkie łzy... wszystkie słowa,
- Pierwsze w pamiątek rzędzie
- Zapisane przez Pana...
- Miłość czysta — siostrzana!
- O! smętny — o kochany!
- Srodze ty oszukany...
- Grób twój wygląda blado
- Niby gmachów kaskadą
- Cichą... a jednak grzmiącą;
- W kraj cieniów i upiorów
- Z całą tęczą kolorów —
- Pod ziemię wlatującą.
- I tak wisi pochyła,
- A stoi... jak mogiła...
- O duchu! smętny, śliczny,
- Duchu mój letargiczny!
- Możesz ty w ducha męce
- Kąsać piersi i ręce,
- Jeśli brak ci odwagi
- Zacząć życie podróżne,
- Bo dawne groby próżne
- I twoje sarkofagi
- Straciły... twój proch — ciało...
- Nic z nich — nie zmartwychwstało.
- Ani Atessa... ani
- Miłością wy siostrzani,
- Obróceni ku sobie
- W alabastrowym żłobie,
- Piersią waszą i usty
- Do siebie obróceni,
- W grobowcu znalezieni —
- Jak leśny orzech pusty,
- W którym nic nie zostało,
- Choćby też muszki ciało —
- Błogosławiona jest ta, co się zowie
- Między Duchami Boga — moje zdrowie.
- Błogosławiona łaską nad jej synem...
- Sen jego nawet jest pieśnią i czynem.
- Przechodząc we śnie przedwstępne żywoty,
- Do Boga idzie jako anioł złoty.
- A cóż... gdy ta pierś, co myślą zagrała,
- Oblecze puklerz Anhełła Michała,
- Gdy na koń czynu i cudu usiędzie,
- Na barkach... skrzydła rozepnie łabędzie,
- Umalowane tęczami po końcach,
- W tarczy i w hełmie... jak w podwójnych słońcach,
- Z kopiją w płomień boży zakończoną
- I tak wyjedzie na łąkę zieloną,
- I tak wystąpi jako anioł Pański
- Na ten kwiatkami złoty — ług sławiański...
- O wtenczas kwiatki... różne małe łączne,
- O wtenczas perły na kwiatkach tysiączne,
- O wtenczas wonie z łąk różanych wstaną
- Przed mieczem jego... przed twarzą różaną...
- I rzeki cofną się srebrne w korytach,
- Gdy przyjdzie w zorzy ducha i w błękitach.
- Lecz jeszcze nie czas, jeszcze przed nim stoją
- Te sny, które go jako harfę stroją...