Serce (Amicis)/Wypadek
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Serce |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Konopnicka |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rok się zaczął nieszczęśliwie. Właśnie powtarzałem ojcu słowa nauczyciela idąc do szkoły dziś rano, kiedyśmy zobaczyli w ulicy tłum ludzi, którzy się cisnęli do drzwi naszej sekcji. Więc ojciec zaraz rzekł:
— Wypadek jakiś. Źle się rok zaczyna...
Przepchnęliśmy się z trudem. Wielka sala pełna była rodziców i chłopców, których nauczyciele żadnym sposobem nie mogli w klasach utrzymać, a wszyscy zwróceni byli do kancelarii dyrektora i słychać było głosy: — Biedny chłopiec! Biedny Robetti! — A ponad głowami, w głębi zapchanej ludźmi sali, widać było kask gwardzisty i łysą czaszkę dyrektora. Potem przyszedł pan w cylindrze, a ludzie mówili — Doktór! doktór!
Mój ojciec zapytał jednego z nauczycieli:
— Co się stało?
— Koło przeszło chłopcu przez nogę — odpowiedział nauczyciel.
— Nogę ma złamaną — rzekł inny.
Chłopiec jest uczniem z drugiej klasy. Idąc do szkoły i widząc jak się malec jeden ze wstępnej matce wyrwał i na ulicy padł tuż, tuż przed nadjeżdżającym omnibusem, rzucił się do tego wstępniaka, porwał go z ziemi i na bezpiecznym miejscu postawił. Sam jednak nie zdążył cofnąć wyciągniętej nogi — i zgruchotały mu ją koła omnibusu. To syn kapitana artylerii.
Kiedy tak ludzie mówili, wpadła do sali jakaś pani jak szalona rozpychając tłum przed sobą. To była matka Robettiego, po którą posłano. A wtem podbiegła ku niej druga pani i łkając głośno rzuciła jej ręce na szyję. To była matka ocalonego wstępniaka. Obie wpadły do pokoju dyrektora, skąd dał się słyszeć rozpaczliwy okrzyk:
— O mój Julek! O dziecko moje!
Tymczasem zatrzymał się przed drzwiami szkoły zamknięty powóz, a po chwili ukazał się dyrektor niosąc na ręku biednego chłopca, który miał głowę zwieszoną przez ramię, twarz zupełnie białą i zamknięte oczy. Natychmiast uciszyli się wszyscy; słychać było tylko głośne łkania matki. Wtedy dyrektor zatrzymał się na chwilę, pobladł i uniósł chłopca w obu rękach, aby go pokazać tłumowi. O, wtedy nauczyciele, nauczycielki, rodzice, dzieci, wszyscy razem zaszemrali wzruszonym głosem: — Dzielny Robetti! Dzielny biedny, chłopczyna! — i posyłali mu pocałunki od ust, a ci co byli bliżej całowali jego zwieszone bezwładnie ręce. Ale on otworzył oczy i rzekł:
— A mój tornister?
A matka ocalonego malca pokazała mu tornister i rzekła:
— Niosę ci go, aniele drogi, niosę...
I poszli; matka Robettiego miała twarz obu rękami zakrytą. Poszli, ułożyli chłopca w powozie, powóz ruszył. A my weszliśmy do szkoły w milczeniu.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |