Siostry bliźniaczki/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siostry bliźniaczki |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1896 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W pół godziny później próżny uwiózł do Meaux księdza Raula d’Areynes i Rajmunda Schlossa.
Po przybyciu na miejsce objaśniono ich, że główna kwatera znajduje się w miejscowym ratuszu.
Wszystkie ulice i place zapełnione byłą piechotą, jazdą i wozami ambulansowemi, wszędzie, w spokojnem dotychczas miasteczku panował ruch i zgiełk wojenny.
Podróżni nasi, z trudnością torując sobie drogę wśród wojska, zbliżali się już do ratusza, gdy wtem Rajmund, spostrzegłszy idącego na przeciw siebie jakiegoś lekarza w mundurze wojskowym, zatrzymał się przed nim.
— Chyba nie mylę się — rzekł — wszak doktór Blasius Wolff?
— A pan jesteś służącym hrabiego d’Areynes?
— Tak jest, odrzekł Rajmund.
— Jakim sposobem spotykam pana w Meaux, skoro przed czterema dniami był pan jeszcze w Lotaryngii? Czy hr. d’Areynes umarł?
— Gdy wyjeżdżałem z Fenestranges, mój pan jeszcze żył i właśnie z jego rozkazu przybyłem do Paryża, w celu sprowadzenia bratańca jego księdza Raula d’Areynes — odrzekł Rajmund, wskazując wikarego.
Lekarz ukłonił się księdzu.
— Przed udaniem się do Fenestranges — rzekł Raul — dokąd wzywa mnie mój stryj, potrzebuję wręczyć hrabiemu Bismarckowi list powierzony mi przez nuncyusza apostolskiego w imieniu ciała dyplomatycznego i w tym właśnie celu idę do ratusza.
— Hrabiego Bismarcka niema w Meaux — zawołał lekarz.
— A gdzież jest?
— W pałacu Ferrieres, należącym do Rodszylda.
— Więc znowu zwłoka! a tu każda minuta jest dla mnie droga, mogę nie zastać mego stryja przy życiu!
— Niech-no ksiądz poczeka — rzekł doktór. — Ponieważ jadę do Ferrieres w celu urządzenia głównej kwatery ambulansów i będę się widział z hr. Bismarckiem, mógę więc zabrać księdza.
— Jestem bardzo wdzięczny panu.
— Niech więc ksiądz poczeka parę chwil na tym placu, a ja wydam tylko parę rozkazów i zaraz wrócę.
Po dziesięciu minutach doktór powrócił w powozie, do którego zaprosił księdza i Rajmunda.
— W jakim stanie, wyjeżdżając z Fenestranges, zostawiłeś pan naszego porucznika d’Angelis? — zapytał Blasius podczas przejazdu.
— W bardzo niebezpiecznym stanie — odrzekł Rajmund.
— Czy doktór francuzki miał nadzieję ocalenia go?
— Prawie żadnej.
— Nie dziwi mnie to, gdyż i ja uważałem go za straconego.
Wiozący trzech podróżnych powóz przez całą drogę wymijać musiał masy piechoty, jazdy i olbrzymiego materyału artyleryjskiego.
Raul i Rajmund drżeli z obawy, patrząc na to nagromadzenie sił i porównywając je z nieładem zdemoralizowanych wojsk francuzkich.
Noc już zapadła, gdy przybyli do pałacu Rotszylda, który kanclerz żelazny wybrał na główną kwaterę dla swego monarchy.
Nie łatwo było dostać się do hrabiego Bismarcka, ale lekarz niemiecki znał sposoby usuwania przeszkód.
Gdy po wielu formalnościach nareszcie wprowadzono księdza d’Areynes do salonu, hr. Bismarck, ubrany w mundur pułkownika kirasyerów białych, siedział przy założonym papierami stole i pracował sam bez sekretarza.
Spostrzegłszy wchodzącego księdza, powstał, skłonił się lekko i utkwił weń wzrok badawczy.
— Czy ksiądz przybywa z Paryża? — zapytał.
— Tak, Wasza Ekscelencyo.
— Powiedziano mi, że ksiądz chce mi wręczyć list, powierzony mu przez nuncyusza apostolskiego w imieniu ciała dyplomatycznego.
— Tak, ale pragnąłbym naprzód doręczyć Waszej Ekscelencyi list rekomendacyjny — odrzekł ksiądz, podając mu oba listy.
Hr. Bismarck wziął je, wskazał księdzu fotel, następnie zasiadłszy w fotelu swoim, złamał pieczęcie i odczytał listy.
— Ksiądz pochodzi z Lotaryngii? zapytał
— Tak Wasz Ekscelencyo.
— I nazywa się wice-hrabia Raul d’Areynes
— Tak, Wasza Ekscelencyo.
— Nie poruczono księdzu misyi odwiezienia do Paryża odpowiedzi naszego monarchy?
— Nie Wasza Ekscelencyo.
— Pragnie ksiądz listu bezpieczeństwa na przejazdy przez departamenty zajęte przez nasze wojska.
— W celu dostania się do umierającego stryja mego.
Nagle kanclerz zmienił przedmiot rozmowy i zapytał tonem imponującym
— Co robi Paryż?
— Odważnie przygotowuje się do obrony przeciw zbliżającej się armii.
— I ksiądz wierzy w to?
— Wierzę Wasza Ekscelencyo.
— Więc ksiądz myli się. Paryżanie niezdolni są do obrony wytrwałej. Jeżeli za kilka tygodni Paryż nie zostanie wzięty, to będzie spalony przez motłoch.
— W Paryżu niema motłochu Wasza Ekscelencyo, lecz ludność odważna, patryotyczna, gotowa do poświęceń.
— Dzisiaj — zgadzam się — z ironią odrzekł hr. Bismarck — ale niech ksiądz poczeka trochę, wkrótce rozpocznie się newroza i moment psychologiczny! Wtedy ksiądz przypomni sobie moje słowa.
Wziął pióro i zapytał:
— Więc ksiądz prosi o list bezpieczeństwa, w celu udania się Fenestranges?
— Tak, Wasza Ekscelencyo, dla mnie i dla służącego mego stryja, przybyłego po mnie do Paryża, Rajmunda Schlossa.
Hr. Bismarck wziął arkusz papieru z nagłówkiem urzędowym i napisał w języku niemieckim:
„List bezpieczeństwa, wydany wice-hrabiemu księdzu Raulowi d’Areynes i jego służą służącemu Rajmundowi Schlossowi, na swobodny przejazd zarówno w dzień jak w nocy do zamku Fenestranges w Lotaryngii, przez linię wojsk niemieckich“.
„Dan w głównej kwaterze w zamku Ferrieres, d. 14 września 1870 r.
Przyłożył pod podpisem dwie pieczęcie niejednakowej wielkości, poczem wręczył dokument wikaremu, mówiąc ironicznie:
— Przed upływem pół roku Lotaryngia będzie ostatecznie należała do Niemiec i hrabia Emanuel d’Areynes, jeżeli będzie żył, zostanie poddanym króla Wilhelma, a później cesarza niemieckiego. Niech ksiądz nie rozpacza, to próżno! Przekonasz się ksiądz, że jestem dobrym prorokiem.
— Dziękuję Waszej Ekscelencyi, — odrzekł ksiądz głosem złamanym i, odprowadzony przez lokaja, wyszedł z salonu.