Skradziony król/3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Skradziony król |
Wydawca | Nakładem „Nowego Wydawnictwa“ |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Der gestohlene König
|
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
W towarzystwie prezesa rady ministrów przechodził Nick Carter następnego ranka szerokie korytarze zamkowe. Komnaty urządzone były z nadzwyczajnym przepychem, wszędzie stały warty, które z szacunkiem ustępowały na widok premjera.
Doszli wreszcie do niewielkiej sali, wyglądającej na poczekalnię.
Przy następnych drzwiach dwóch uzbrojonych ludzi stało na warcie. Ogromne pieczęcie, widniejące na drzwiach, wskazywały, że są już u celu swej drogi.
Na znak, dany przez premiera obaj odsunęli się ode drzwi. Pieczęcie wyobrażały herb państwa Illiryjskiego. Były nienaruszone.
Zerwał je, w zamku zgrzytnął klucz, ciężkie drzwi rozchyliły się na zawiasach, oczom wchodzących ukazała się duża, z przepychem urządzona sala.
Nick Carter zatrzymał się przy drzwiach. Zapewne nie znajdzie tu nic szczególnego, ale może uda mu się przynajmniej logicznie odtworzyć scenę, jaka musiała się tu rozegrać.
Sala miała formę kwadratu, ściany były prawie puste, zrzadka tylko rozmieszczono na nich niewielkie obrazy. W lewej ścianie znajdowały się trzy okna, mocno okratowane. W czterech rogach stały wygodne fotele, pośrodku zaś wznosił się masywny postument, mający około 70 centymetrów wysokości i ze dwa metry obwodu. Udrapowana malowniczo spadała z niego ciężka, brokatowa materja. Postument był pusty.
Stąd zniknął słynny Król Illirji.
Po dwóch godzinach wytężonych poszukiwań przekonał się Nick Carter, że ściany i okna były nienaruszone i nie zawierały żadnych sekretów. Masywne sklepienie wymagało jeszcze gruntownego zbadania od strony znajdujących się nad niem apartamentów. Staranne opukiwania nie wykazały również nic podejrzanego pod posadzką.
Postument zrobiony był z jednego bloku granitu i nie dawał żadnych powodów do jakichkolwiek podejrzeń. Wobec tego przestępstwo mogło być dokonane jedynie tylko z zewnątrz.
Ale jak? którędy?
Detektyw jeszcze raz obejrzał się dokoła. Początkowa jego praca była skończona. Twarz jego była marmurowo niema, gdy wyszedł do oczekujących nań ministrów.
— Znalazł pan coś? zapytał, nie kryjąc swego wzburzenia, premjer i odciągając go na stronę, dodał: Czy domyśla się pan już, w jaki sposób....
Nick Carter zaśmiał się. — Jasnowidzem nie jestem. Muszę najpierw porządnie popracować, a potem dopiero biada sprawcom przestępstwa!
Przy ostatnich słowach głos jego nabrał twardości stali.
Jak przystało na wytrawnych dworaków, żaden z trzech ministrów najlżejszem drgnieniem twarzy nie zdradził swych myśli.
Nick Carter wyraził chęć zwiedzenia sali znajdującej się nad komnatą Króla, gdzie też zaprowadzono go natychmiast. Sala ta była również prawie pusta, tylko dokoła stały fotele, cały środek zaś był pusty. Detektyw przemierzył go kilkakrotnie krokami wszerz i wzdłuż, pilnie badając posadzkę, poczem wzruszając ciągle ramionami, kazał zaprowadzić się do piwnicy.
Tutaj wznosiły się potężne kolumny. W tem miejscu, gdzie według obliczeń Cartera, musiał znajdować się postument stał olbrzymi słup z takiego samego granitu. Być może, że był to ten sam blok, który przechodząc przez posadzkę, tworzył u góry postument.
To było wszystko, co mógł zaobserwować.
Kazał następnie odprowadzić się do hotelu, a choć nie odczuwał wyczerpania, postanowił posilić się, aby nabrać siły do dalszej pracy, z której trudności zdawał sobie sprawę.
Z apetytem zabrał się do obiadu, przyrządzonego na sposób wschodni i zajęty własnemi myślami, nie zwrócił uwagi na dwoje czarnych, jak węgle, oczu, które obserwowały go pilnie.