[358]SMUTNA MA DUSZA!
ELEGIA.
Smutna ma dusza, smutna aż do końca,
Jak ptak żałobny w odludnej pustyni,
Czasem zapali ołtarz swej świątyni,
Czasami błyśnie promieniami słońca...
I znów zapada w zwątpień czarne chmury,
Kędy się wiosna nigdy nieuśmiecha,
Lecz śmiech szyderstwa grzmi, jak grzmot, ponury,
Gdy usta dotkną trucizny kielicha!...
Śpisz moje życie?... czyż na dnie mej duszy
Umilkły glosy i wichry szalone?
Czy iskry uczuć pogasły zatlone,
Nic cię nie zbudzi — nie wstrząśnie — nie wzruszy?...
[359]
Śpisz moje życie?... o nie!... bo w koło
Choć wyją głosy dzikie i burzliwe,
One mijają zamyślone czoło
Jak zwykle fale za falami — senliwe!...
Walczyć i walczyć! pod walki znamiona
Zbiegły się duchy … jak na jasnych godach
Już poczynają bić serca w narodach!
O! stokroć wielki! Kto tkwiąc w zimy lodach,
Ku przyszłej wiośnie wytęża ramiona!...
O nie me życie! ty czuwasz! bo w świecie
Jest głos, głos jeden, co lutni stronami
Zbudzony — ciebie obudzi jak dziecię,
I lot uorli młodości piórami!
I myśl ta jasną wśród natury ciszę,
Gdy ciemność ducha rozświetli iskrami
Wspomnień przeszłości dzwony rozkołysze
I przyszłość wyśni — olbrzymów pracami!...
O duszo moja — ty jesteś jak woda
Spokojna — w której gwiazd swych milionami
Zwierciedli niebo cichemi cudami
W spokojnej głębi!... lecz w zdąsanym szale
Niech wietrzyk muśnie ukojone fale —
Już znikło niebo z gwiazd swych milionami
Wstają śpienione!... lecz — śpij życie — szkoda!...
Ty jesteś smutku dzieckiem i wesela,
Bo gdy łza błyśnie czasem z pod powieki
Lada wiew dobrej woli ją osuszy —
I znów dłoń drogiej ręki przyjaciela
Rzuci pociechy ziarno w głębie duszy!...
Zkąd już po burzy, której głos daleki
Pączek uśmiechu wygląda nieśmiało —
I słońce z chmury nową tryska strzała
Co stróżą lutni drży... w tajemny, lekki
Oddźwięk człowieka z naturą wspaniałą!...
Śpisz moja duszo? Drzym sobie głęboko,
W toni wszechświata nocny chaos Panem,
[360]
A gdy się zbudzisz — to pierwsza nad ranem
Wzleciawszy z psalmem skowrończym wysoko
Pobudź tu inne śniące snem spokojnym,
I zanim błyśnie poranek uroczy,
O! niechaj przetrą choć znużone oczy
I niechaj spojrzą tam! Po niebie strojnem!...
Tam świat strojniejszy, inny, lecz śpij duszo,
Ciemności więzów gwiazdy niepokruszą,
Potrzeba wschodu porannego słońca
A będzie jasno — od końca — do końca...!
O Polsko! gdyby tobie swych aniołów
Bóg zesłał hufce jasne piorunami,
Niebyłabyś ty Polską!... i cierniami
Niewiódł by twoich w ognie apostołów!...
O jasna! życie żywiąca żywiołów,
Gdyby tu ciebie i mak twych niestało,
Cóżby się z światem odkupionym stało?...
Własne olbrzymie poczujesz w twem łonie
I Samsonowe nieznane Ci siły —
I ludów mrowisk powstrząsasz mogiły,
O Polsko! matko ludów w słonecznej koronie!..
Śpisz moja duszo? o! drzym sobie jeszcze!...
Jeszcze daleko nasze rano wieszcze —
Jeszcze gdzieś światło w śnie twemi wyśnione
Na chmurkach drzymie pobłogosławione
Nim w sercach ludu — spadnie przeroszone!...
Ubierać szkielet w łąk majowych kwiaty,
Co zabłysnęły w dniach najpierwszych wiosny
Nie!... aż kościotrup świat — jak inne światy
Znowu ożyje swobodny! radosny!
I swej niewoli zdeptawszy znamiona
Jak skrzydła — naprzód! wyciągnie ramiona —
Lecz nim zawstydzi swą piersią twarz słońca,
Smutna ma dusza — smutna aż do końca!...
1858.