[16]Charles Hubert Millevoye
Spadające listki.
Ozdobę lasów zdarł wiatr jesienny
I ziemię żółtym usłał dywanem;
Już bez tajemnic las stoi senny,
Już słowik pieśnią nie brzmi nad ranem.
Gasnący młodzian po raz ostatni
Po lasku błądził, w sercowej męce,
I rzucał uśmiech laskowi bratni,
Bo tu mu zbiegły lata dziecięce! –
Lasku mój luby, żegnaj… umieram,
Twoja żałoba wróżbą mi służy:
Gdy na twych liści spadek spozieram,
Myślę, że on mi śmierć moją wróży.
I Epidaury wyrocznie wieszcze
Zda się wyrzekły: Ten lasek bratni
Przed twojem okiem żółknieje jeszcze,
Ale dla ciebie poraz ostatni.
Wieczysty cyprys, zmąciwszy ciszę,
[17]
Nad twoją głową już się kołysze,
Długie gałązek schyla ramiona,
I prędzej uschnie młodość twa blada,
Niźli przekwitnie trawka zielona
I z chwiejnych krzaczków kwiecie pospada.“
Tak, ja umieram!.. wiatry północy
Mego żywota wiosnę zmroziły.
Choć życia pragnę, znikąd pomocy,
Muszę do czarnej zstąpić mogiły.
Spadnij więc listku z twarzą żebraczą,
Spadnij i pokryj smutną tę drogę,
Osłoń przed matki mojej rozpaczą
Miejsce, gdzie jutro leżeć już mogę.
Lecz ma kochanka przyjdzie tu może
Popłakać za mną na mej mogile,
W ciemnej alei, w wieczornej porze,
Cień mój natenczas zbudź, szemrząc mile —
Bym był szczęśliwy, choć jedną chwilę!
Tak rzekł, odchodzi… po czasie małym
Ostatni listek, spadając z drżeniem,
Był jego smutnej śmierci sygnałem
Grób mu wyryto pod dębu cieniem.
Ale nie przyszła jego kochanka
Odwiedzić zimny kamień mogilny;
I tylko czasem w dolinie, z ranka,
Okrzyk młodego pasterza silny,
Lub zbłąkanego kroki wędrowca
Przerwały ciszę jego grobowca.