Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/510: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
i cierpią, czemużbym ja dla macierzyńskiéj miłości, którą mi Bóg zesłał, nie miał coś sakryfikować!<br />
i cierpią, czemużbym ja dla macierzyńskiéj miłości, którą mi Bóg zesłał, nie miał coś sakryfikować!<br />
{{tab}}Nic się nie zmieniło w Zabłociu, trzeci rok już trwałem na téj osobliwszéj służbie synowskiéj, z którą ludzie się oswoili, wreszcie Baranowicze przestali się jéj tak bardzo lękać, mniéj o tém mówiono, ja-m się obył nieco z nią, ale ciężką mi była. Stałem się tu domowym zupełnie, poufałym, pilnując tylko, ażebym się z moją miłością dla Lorci nie wydał zbytnio i cugli jéj nie puścił. Pani Sawicka już widać zupełnie spokojna z téj strony, dawała nam swobodę, ufając mi.<br />
{{tab}}Nic się nie zmieniało w Zabłociu, trzeci rok już trwałem na téj osobliwszéj służbie synowskiéj, z którą ludzie się oswoili, wreszcie Baranowicze przestali się jéj tak bardzo lękać, mniéj o tém mówiono, ja-m się obył nieco z nią, ale ciężką mi była. Stałem się tu domowym zupełnie, poufałym, pilnując tylko, ażebym się z moją miłością dla Lorci nie wydał zbytnio i cugli jéj nie puścił. Pani Sawicka już widać zupełnie spokojna z téj strony, dawała nam swobodę, ufając mi.<br />
{{tab}}W trzecim roku do starszéj siostry trafił się pretendent, sąsiad pan Matkowski, chłopak średniego majątku, dosyć dobrze wychowany, niczego, roztropny, ale téż nie odznaczający się niczém tak dalece, oprócz szalonéj miłości dla mojéj ładnéj siostrzeniczki. Jak tylko się to wydało, że się stara, Sawicka przyszła do mnie po radę, a starościna odwołała się téż na mnie. Musiałem i w tém grać rolę wujaszka; pannę wyrozumieć, o pretendencie małą inkwizycyę przeprowadzić, a naostatek i Sawickiego, któremu zięć był za mało dostatni, na jego stronę nawrócić.<br />
{{tab}}W trzecim roku do starszéj siostry trafił się pretendent, sąsiad pan Matkowski, chłopak średniego majątku, dosyć dobrze wychowany, niczego, roztropny, ale téż nie odznaczający się niczém tak dalece, oprócz szalonéj miłości dla mojéj ładnéj siostrzeniczki. Jak tylko się to wydało, że się stara, Sawicka przyszła do mnie po radę, a starościna odwołała się téż na mnie. Musiałem i w tém grać rolę wujaszka; pannę wyrozumiéć, o pretendencie małą inkwizycyę przeprowadzić, a naostatek i Sawickiego, któremu zięć był za mało dostatni, na jego stronę nawrócić.<br />
{{tab}}Zostaliśmy jednego dnia, gdy już po oświadczeniu i przyrzeczeniu około wyprawy panny się krzątano, ja i Lorcia w ganku sami jedni. Na stolikach pełno było gałganków, około których dziewczę chodziło z wielkiém zajęciem.<br />
{{tab}}Zostaliśmy jednego dnia, gdy już po oświadczeniu i przyrzeczeniu około wyprawy panny się krzątano, ja i Lorcia w ganku sami jedni. Na stolikach pełno było gałganków, około których dziewczę chodziło z wielkiém zajęciem.<br />
{{tab}}— Dobrze to jest być młodszą siostrą — odezwałem się wesoło — pani teraz nabierzesz doświadczenia i około własnéj wyprawy będziesz już doskonale wiedziała, jak chodzić.<br />
{{tab}}— Dobrze to jest być młodszą siostrą — odezwałem się wesoło — pani teraz nabierzesz doświadczenia i około własnéj wyprawy będziesz już doskonale wiedziała, jak chodzić.<br />