Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/311: Różnice pomiędzy wersjami
[wersja przejrzana] | [wersja przejrzana] |
nowa strona |
|||
Status strony | Status strony | ||
- | + | Skorygowana | |
Treść strony (podlegająca transkluzji): | Treść strony (podlegająca transkluzji): | ||
Linia 4: | Linia 4: | ||
{{tab}}Było to 20-go grudnia; o trzeciej godzinie popołudniu, ogień wygasł. Majtkowie do koła piec otaczający spojrzeli po sobie wzrokiem obłąkanym. Hatteras w swoim kącie siedział nieporuszony; doktór podług zwyczaju chodził szybkim krokiem, nie wiedząc już co by wymyśleć.<br /> |
{{tab}}Było to 20-go grudnia; o trzeciej godzinie popołudniu, ogień wygasł. Majtkowie do koła piec otaczający spojrzeli po sobie wzrokiem obłąkanym. Hatteras w swoim kącie siedział nieporuszony; doktór podług zwyczaju chodził szybkim krokiem, nie wiedząc już co by wymyśleć.<br /> |
||
{{tab}}Termometr zawieszony w sali wspólnej, spadł nagle do dwudziestu dwóch stopni niżej zera.<br /> |
{{tab}}Termometr zawieszony w sali wspólnej, spadł nagle do dwudziestu dwóch stopni niżej zera.<br /> |
||
{{tab}}Chociaż doktór nie wiedział co wymyśleć, inni jednak wiedzieli. Shandon zimny i zdecydowany, Pen ze wściekłością w oczach, i dwóch albo trzech innych, jeszcze włóczących się ich towarzyszy, przystąpili do Hatterasa |
{{tab}}Chociaż doktór nie wiedział co wymyśleć, inni jednak wiedzieli. Shandon zimny i zdecydowany, Pen ze wściekłością w oczach, i dwóch albo trzech innych, jeszcze włóczących się ich towarzyszy, przystąpili do Hatterasa.<br /> |
||
{{tab}}— Kapitanie, rzekł Shandon.<br /> |
{{tab}}— Kapitanie, rzekł Shandon.<br /> |
||
{{tab}}Hatteras pogrążony w dumaniu, nie słyszał go.<br /> |
{{tab}}Hatteras pogrążony w dumaniu, nie słyszał go.<br /> |