Strona:PL JI Kraszewski Bracia mleczni.djvu/35: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja przejrzana][wersja przejrzana]
Wydarty (dyskusja | edycje)
 
Status stronyStatus strony
-
Przepisana
+
Skorygowana
Treść strony (podlegająca transkluzji):Treść strony (podlegająca transkluzji):
Linia 1: Linia 1:
{{tab}}Pokiwał głową — przecież raz tu choć przydam mu się na coś, wyszukawszy was, panie Erazmie, bo byśmy inaczej ani wiedzieli, że tu jesteś, a ty nam bardzo — bardzo pomocnym być możesz.<br>
{{tab}}Pokiwał głową — przecież raz tu choć przydam mu się na coś, wyszukawszy was, panie Erazmie, bo byśmy inaczej ani wiedzieli, że tu jesteś, a ty nam bardzo — bardzo pomocnym być możesz.<br>
{{tab}}— Wiem, że Robert z Wilna pojechał do Berlina — rzekł Erazm — cóż potem? ani razu już nie pisał do mnie.<br>
{{tab}}— Wiem, że Robert z Wilna pojechał do Berlina — rzekł Erazm — cóż potem? ani razu już nie pisał do mnie.<br>
{{tab}}— Tak, Ojciec go do Berlina wyprawił. Krewni chcieli łożyć na koszta wychowania, bo już majątku niebyło. Poszło wszystko resztę zabrali wierzyciele. Dopóki żyła pani, Prezes nieborak taił jej prawdę, jakim kosztem, to Bóg wie jeden. Aby jej oszczędzić zgryzoty, przeciągał interesa i tem się zgubił. A nie on przecie ale nasza dobra ale niespokojna pani wszystkiemu była winną. Nikt też jej nigdy nie objaśnił, nie powiedział, że na takie życie nie starczyło. Po śmierci nieboszczki jak krucy rzucili się na majątki wierzyciele, Prezes już siły nie miał się bronić, złamany był i długo tajoną biedą i świeżą stratą i troską o przyszłość syna. Krewni jak każdy, nikt nie ma do zbytku i nikt garściami pieniędzy na wiatr nie wyrzuca. — W dobrym bycie są dobrymi, przyszłym wyprzeć by się radzi. Napróżno do ich drzwi stukał. Każdy się kulił, narzekał, przedstawiał liczne obowiązki, i ledwie wyżebrał, że na wychowanie Roberta łożyć obiecali. Znałeś naszego panicza jakim był za młodu takim pozostał, tylko w nim wszystko co było złego i dobrego wyrosło. Wziął dużo po Matce... Zdawało mu się, że go tak Bóg obdarzył, iż na świecie łatwo i prędko i bez pracy zdobędzie co zechce. Pojechał tedy do Berlina, pewien siebie. Ja tam nie byłem, zostałem przy Prezesie. Ojciec odbierał listy aż dusza rosła, szła nauka jak najlepiej, a co pan Robert sobie więcej jeszcze cenił, przyjmowali go tam po domach jako młodego grafa polskiego. Miał kredyt ogromny, robił sobie świetne znajomości i zdawało mu się, że jest już na wielkim gościńcu, prowadzącym do zaszczytów i bogactw.<br>
{{tab}}— Tak, Ojciec go do Berlina wyprawił. Krewni chcieli łożyć na koszta wychowania, bo już majątku nie było. Poszło wszystko resztę zabrali wierzyciele. Dopóki żyła pani, Prezes nieborak taił jej prawdę, jakim kosztem, to Bóg wie jeden. Aby jej oszczędzić zgryzoty, przeciągał interesa i tem się zgubił. A nie on przecie ale nasza dobra ale niespokojna pani wszystkiemu była winną. Nikt też jej nigdy nie objaśnił, nie powiedział, że na takie życie nie starczyło. Po śmierci nieboszczki jak krucy rzucili się na majątki wierzyciele, Prezes już siły nie miał się bronić, złamany był i długo tajoną biedą i świeżą stratą i troską o przyszłość syna. Krewni jak każdy, nikt nie ma do zbytku i nikt garściami pieniędzy na wiatr nie wyrzuca. — W dobrym bycie są dobrymi, przy złym wyprzeć by się radzi. Napróżno do ich drzwi stukał. Każdy się kulił, narzekał, przedstawiał liczne obowiązki, i ledwie wyżebrał, że na wychowanie Roberta łożyć obiecali. Znałeś naszego panicza jakim był za młodu takim pozostał, tylko w nim wszystko co było złego i dobrego wyrosło. Wziął dużo po Matce... Zdawało mu się, że go tak Bóg obdarzył, iż na świecie łatwo i prędko i bez pracy zdobędzie co zechce. Pojechał tedy do Berlina, pewien siebie. Ja tam nie byłem, zostałem przy Prezesie. Ojciec odbierał listy aż dusza rosła, szła nauka jak najlepiej, a co pan Robert sobie więcej jeszcze cenił, przyjmowali go tam po domach jako młodego grafa polskiego. Miał kredyt ogromny, robił sobie świetne znajomości i zdawało mu się, że jest już na wielkim gościńcu, prowadzącym do zaszczytów i bogactw.<br>
{{tab}}Myśmy też Bogu dziękowali, żądał tylko często pieniędzy, a tu się robiło co mogło, aby mu je posyłać.
{{tab}}Myśmy też Bogu dziękowali, żądał tylko często pieniędzy, a tu się robiło co mogło, aby mu je posyłać. Krewni, którzy obiecywali wiele, gdy przyszło regularnie dostarczać, i nie bardzo byli skorzy. Prezes uratował jakoś klejnoty po nieboszczce, które przeznaczał na pierwsze potrzeby Roberta. Sprzedawało się więc po troszę. Jeździłem do Wilna do Fiorentiniego, który sam po starej znajomości zbywanie ułatwiał i tak się to wlokło.<br>
Krewni, którzy obiecywali wiele, gdy przyszło regularnie dostarczać, i nie bardzo byli skorzy. Prezes uratował jakoś klejnoty po nieboszczce, które przeznaczał na pierwsze potrzeby Roberta. Sprzedawało się więc po troszę. Jeździłem do Wilna do Fiorentiniego, który sam po starej znajomości zbywanie ułatwiał i tak się to wlokło.<br>
{{tab}}Gdyśmy się już spodziewali, że Robert powróci z dyplomem, nagle przez kogoś z krewnych dowiedział się Ojciec z boku, że Robert siedział schwycony za długi, że należności były ogromne i że w pojedynku ranny w rękę lewą, leczyć się razem musiał.<br>
{{tab}}Gdyśmy się już spodziewali, że Robert powróci z dyplomem, nagle przez kogoś z krewnych dowiedział się Ojciec z boku, że Robert siedział schwycony za długi, że należności były ogromne i że w pojedynku ranny w rękę lewą, leczyć się razem musiał.<br>
{{tab}}Starego o mało to do grobu nie wtrąciło. — Zwolna ledwieśmy go pocieszając dźwignęli. — Pojechałem z krzyżem brylantowym do Wilna i z bransoletą kosztowną, które już były niemal ostatnie. Za krzyż dano nam więcej niżeśmy się mogli spodziewać... bransoletę na złą godzinę chciałem oszczędzić, lecz ledwie starczyło to na wykupienie i powrót Roberta.<br>
{{tab}}Starego o mało to do grobu nie wtrąciło. — Zwolna ledwieśmy go pocieszając dźwignęli. — Pojechałem z krzyżem brylantowym do Wilna i z bransoletą kosztowną, które już były niemal ostatnie. Za krzyż dano nam więcej niżeśmy się mogli spodziewać... bransoletę na złą godzinę chciałem oszczędzić, lecz ledwie starczyło to na wykupienie i powrót Roberta.<br>