Stare dzieje/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stare dzieje |
Wydawca | Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego |
Data wyd. | 1859 |
Druk | M. Zoern |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Myśl do téj komedji podały mi istotnie podania stare, gdyż w każdéj prawie naszego kraju prowincji rozpowiadają po szlacheckich dworach o faktach podobnych temu który służył za osnowę naszéj sztuce.
Tak bywało, tak było, nie wiem czy i dziś jeszcze byćby tak mogło; to pewna, że stara szlachta, wierna tradycjom rodowym i pojmująca swe obowiązki, dziś jeszcze czuje się z ludem w tym związku jaki dawniéj łączył węzłem nierozerwanym wszystkie klassy narodu. Majątek ziemski jest dla niéj spadkowym obowiązkiem, często ciężarem, a nigdy pozbycie się ziemi ojców i ludu, z którym wieki na jednym przeżyło się zagonie, nie przychodzi bez boleści. U nowych panków ziemia już stała się kapitałem, towarem, materjałem do robienia grosza i nic więcéj.
Nie tak dawniéj bywało.
Coś o przeszłości, nieco o dniu dzisiejszym chcieliśmy powiedzieć w téj komedji, granéj w czasie właśnie, gdy komitet do zmiany stosunków włościańskich wyznaczony zasiadał i przyszłość obmyślał. Sądziliśmy, że przemówić doń w imieniu przeszłości godziło się i było potrzeba.
Napisana zbyt zapewne szybko, wyuczona przez artystów pospiesznie, komedja ta przedstawioną została d. 1. Stycznia 1859. na benefis p. Adama Miłaszewskiego. Słuchano jéj z uwagą, przyjęto z podziwieniem w milczeniu, które się różnie tłumaczyć daje, a którego tu wykładać nie chcemy. Winienem podziękować artystom, którzy z największém staraniem myśl moję w życie wprowadzili; jeśli miała sukces jaki sztuka, im go winna.
Im żywszy może obraz charakterów naszych przedstawiają stare dzieje, tém wrażenie jakie uczyniły przykrzejsze być musiało.
Widziałem na twarzach nawet tych co mi przychodzili winszować, zachmurzenie, zniecierpliwienie, oburzenie prawie za to, żem śmiał pana, szlachcica, ekonoma i chłopa razem wszystkich na deski powołać sine discrimine. Byli którzy wołali: czerwony! inni okrzyczeli: arystokratą; większa część widocznie cierpiała nad tém, że żywo kraj swój i siebie widziała na theatrum!
Nie wyliczyłbym sądów... natomiast i jednego nie znalazłem coby mnie chciał zrozumieć i myśl moję w danych okolicznościach chciał pojąć!... Cóż robić! potrzeba się odwołać do sądu dalszych i mniéj w tém interesowanych ludzi, dla których komedja nasza ciekawostką z epoki komitetów włościańskich być może.
Dla mnie na całe życie pamiętnym będzie ten wieczór d. 1. Stycznia, który, ukryty w górnéj loży spędziłem wpatrując się w teatr milczący, ponury, niespokojny, w parter niekiedy głuchemi odzywający się oklaski... i w postacie charakterystyczne naszych kilku, niestety! arystarchów w téj chwili przygniecionych całą ważnością swojego posłannictwa sędziowskiego, a niepewnych czy szlachcie klaskać, czy chłopu... czy się oburzać, czy chwalić, czy świstać, czy śmiać się. Wiem, że w samotnéj loży mojéj trwało przedstawienie długą jak wiek przestrzeń czasu, a wyszedłem zeń złamany cały....
Protestuję przeciwko wszystkim domysłom niedorzecznym, jakbym żywe jakieś wzory przeniósł na scenę; w życium tego nigdy nie czynił, i samo posądzenie o to za potwarz uważam.
d. 4. Marca 1859, Żytomierz.