[132]CZĘŚĆ CZWARTA.
WIĘZIENIE W SONNENBURGU.
I.
Piękne są Elby germańskiej wybrzeża:
Na łąkach trawka kołysze się świeża,
Piękne pagórki uweselą oko,
Zielony gaik odbija się w wodzie,
Pod pięknem niebem, wysoko, wysoko,
Szczęśliwy ptaszek śpiewa na swobodzie,
Szczęśliwa rybka pod wodą swawoli,
Wszystko rozkoszą oddycha w naturze....
Tylko na pięknej Sonnenburga górze
Człowiek zbudował straszny dom niewoli.
Wokoło groźną, niedostępną ścianą
I słońcu nawet wchód zamurowano.
Od baszt i strzelnic wieje zimna trwoga,
Z okien sklepionych patrzy noc złowroga;
A głos żołdaka i szczekot pałasza
Puszczyki nawet od murów odstrasza.
Żelazne kraty świadczą w każdem piętrze,
Że uciec niema żadnego sposobu;
A jakież straszne musi być we wnętrze
Tego dla żywych ceglanego grobu!
II.
Noc... głucha cisza... W izdebce więziennej
Pali się lampka blaszana ukryta;
Za drzwiami szyldwach na tafli kamiennej
[133]
Brzęknie pałaszem aż w sercu zazgrzyta,
Knot lampy parsknie, ćma nocna zaskwierczy,
Gdy wpadnie w płomień z niebacznych igraszek,
I znowu cisza... chyba nocny ptaszek
Przyśle swą piosnkę, jak na śmiech szyderczy,
Lub mucha, wpadła do sieci pajęczej,
W szybce więziennej o ratunek jęczy.
III.
Tam na słomianym zwitku materaca
Śpi ktoś, a serce uderza mu skoro;
Podeszły więzień targa się przewraca:
Znaczno, że z senną pasuje się zmorą;
Znaczno, że robak morderczy dla ducha
W najboleśniejszą wbił się serca stronę;
Znaczno, że szatan szepce mu do ucha:
Życie stracone, czyny niespełnione!
Zerwał się więzień z twardego posłania
I senną ręką uczynił znak krzyża,
I znowu głowę na materac skłania, —
Znaczno, że szatan już się nie przybliża,
Znaczno, że więzień sny lepsze już marzy,
Bo spokój Pański odbił się na twarzy.
Młodość i spokój przed więźniem i starcem
Płoną, migocą barwy tęczowemi:
Śni, że po swojej rodowitej ziemi
Pierwszym wojennym występuje harcem.
Przez niezmierzone stepy Ukrainy,
Przez Wołoszczyznę i podolskie skały,
Kędy się snuły jego młode czyny,
Lata myśl jego i duch rozbujały.
Na wiernym siwku, z wiernym mieczem w dłoni,
W trop króla Jana hasa pod Kamieńcem;
Biją mu pulsa na gorącej skroni,
Jakby laurowym opasane wieńcem;
Śni, że był z królem, że pokonał wrogi,
I że ich sztandar składa mu pod nogi...
[134]
Szyldwach zabrzęczał — bo więzień w tej porze
Okrzyk tryumfu wydał jakiś może...
Ocknął się więzień — ale nie na długo,
Bo sen tęczowy nowe kształty bierze:
Grzmoce kapela, wino tryska strugą,
A on na uczcie prowadzi tancerze;
A w jego ręku drży niewieścia ręka,
Biała jak mleko, a droga jak życie;
Jak taniec każe, on przed nią uklęka,
I pieści oczy w nadziemskim zachwycie.
Znów poszli w taniec — wesołość wybucha,
Na jego ręku wspiera się dziewoja,
I w wirze tańca szepce mu do ucha:
Jam twoja, luby! jam na wieki twoja!
On przez sen nuci i w dłoń klasnął dłonią,
Kiedy mu serce zakipiało żwawo...
Szyldwach powtóre zaszczękotał bronią:
Tu pieśń wesela wzbroniona ustawą!
IV.
Zbudził się — usnął — i słyszy organy, —
Snuje się orszak zebrany na gody;
A on, w złocistą delię przybrany,
Idzie przed ołtarz — szczęśliwy pan młody!
Piękna jak jutrznia, wesoła jak wiosna,
Daje mu rękę i staje z nim razem...
Pieśń na organach głośna, bardziej głośna,
Dobrze znajomym przepływa wyrazem.
To hymn do Ducha, co swe łaski zlewa,
Którego darów dla duszy wzywamy...
I ton ten samy, i wyraz ten samy,
Prymas na polu elekcyjnem śpiewa.
W muzyce hymnu, w sennej wyobraźni,
Sejm elekcyjny zmieszał się z weselem,
I serce więźnia uderzyło raźniej,
Że jest małżonkiem i obywatelem.
Dziwne się w piersiach kołysze uczucie,
[135]
Sny promieniste latają nad głową...
Lecz cóż to znaczy, że nuta po nucie,
Hymn się przemienia na pieśń pogrzebową?