[124]STOLICA.
O ulico, ulico
Miast, nad któremi krzyż!
Szyby twoje skrzą się i świécą,
Jak źrenice kota, łowiąc mysz.
Przechodniów tłum, ożałobionych czarno[1]
(W barwie stoików)[2],
Ale wydąża każdy, że aż parno
Wśród omijań i krzyków.
Ruchy dwa i gesty dwa tylko:
Fabrykantów, ścigających coś z rozpaczą,
I pokwitowanych z prac przed chwilką,
Co tryumfem się raczą...
Konwulsje dwie i dwa obrazy:
Zakupionego zgóry nieba,
Lub fabrycznej ekstazy
O kęs chleba.
— Idzie Arab z kapłańskiem ruszeniem głowy,
Wśród chmurnego promieniejąc tłoku,
Biały, jak statua z kości słoniowéj;
Pojrzę nań... wytchnę oku.
Idzie pogrzeb, w ulice spływa boczne
Niepogwałconym krokiem;
W ślad mu pójdę, gestem wypocznę,
Wypocznę okiem.
Lub, nie patrząc na niedobliźnionych bliźnich lica,
Utonę myślą wzwyż:
Na lazurze balon się rozświéca,
W obłokach krzyż.