Stracone zachody miłości/Przedmowa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Stracone zachody miłości
Podtytuł Przedmowa
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Stracone zachody miłości.

Z

Za czasów Szekspira klasyfikowano grywane na scenach dramaty, dzieląc je na niezmiernie wiele rodzajów i odmian najrozmaitszych, począwszy od sielanki (pastorale) aż do tragedyi, a przechodząc przez tragi-komedyę, dramat czarnoksięski, historyę i t. p. Dzieła Szekspira mogłyby dostarczyć przykładów niemal każdego rodzaju, a te, które do komedyi zaliczyli wydawcy, szczególniej są urozmaicone. Dosyć na dowód postawić przy sobie: Wesołe kobiety windsorskie i Kupca weneckiego, Komedyę omyłek i Zimową powieść. Każdy z tych utworów ma inną barwę i charakter.

O Straconych zachodach miłości, do których przechodzimy z kolei, niewiele da się powiedzieć. Jest to rodzaj fajerwerku dowcipnego, tryskającego konceptami, pełnego igraszek słów i wesołości, a mającego na celu, jak się zdaje, wyśmianie mowy i wyszukanego dowcipkowania, które w początkach na dworze królowej Elżbiety było w modzie.
Niejaki Dżon Florio, uczony pedant, autor słownika pod tytułem: „Świat wyrazów“ (1598), zarozumiały człowiek bez talentu, który występował przeciw Szekspirowi, wyśmiany tu jest pod postacią Don Adriana de Armado. Zamiast Włocha, poeta zrobił z niego Hiszpana, lecz że miał go na celu, nie ulega wątpliwości.
Florio ten pisał naówczas o Szekspirze prawie to samo, co później o nim i o Goethem mówił Fryderyk II (z powodu Goetza z Berlichingen), że sztuki jego nie były ani komedyami ani tragedyami prawdziwemi, ale przedstawieniem historyjek nieprzyzwoitych: (The plaies that they plaie in England, are neither right comedies, nor right tragedies, but representation of histories, without decorum).
W kilku miejscach, śmieszny ten pseudo-klasyk, smażyciel wyrazów, za którego wyszukanymi frazesami przepadały modne panie owego czasu (angielskie précieuses ridicules), wyraźnie jest wskazany. Tam, gdzie bakałarz Holofernes odzywa się do Tępaka: „coeli, firmamentu, błękitu, nieba... a otóż, jak leśne jabłko spadające na powierzchnię terrae, gruntu, pola, ziemi“, w oryginale angielskim nagromadzone synonimy są dosłownie wzięte ze słownika Florio. Przysłowie o Wenecyi wzięte też z książki Floria: „Powtórne owoce“ (1591).

Venetia, chi non te vede &.

Oprócz tego Nataniel i Holofernes są to także postacie owego czasu, uchwycone żywcem z natury, a ostatniemu dostało się nazwisko pożyczone z Gargantui Rabelais’ego, choć wątpliwą jest rzeczą, czy jego francusczyznę Szekspir mógł dobrze rozumieć.
Cała komedya jest zabawną satyrą czasu i dworu Elżbiety, chociaż bezkarnie za jej panowania była graną. Dowcip i wesołość obroniły ją od prześladowania, którego teatr w tych wiekach nie doznawał, bo go miano za rzecz zbyt płochą, aby się nad nim znęcać było warto.
Nie wynaleziono dotąd źródła, z któregoby Szekspir mógł wziąć osnowę, zdaje się ona do niego samego należeć.
Malone pierwszy zarys odnosi do roku 1594. Między 1594 a 1597, gdy ją u dworu grano, autor mógł ją wykończyć i poprawić. Cytowany krytyk do dodatków późniejszych zalicza miejsce, w którem Armado mówi o pojedynkach, w związku będące z rozprawą Saviolo’ego „o sprawach honorowych i sporach“, ogłoszonego w roku 1595. Nietylko z przywiedzionych w sztuce sonetów, ale z tonu i języka, komedya zdaje się pochodzić z tej samej co one epoki.
Po raz pierwszy, Stracone zachody miłości ukazały się drukowane osobno, w ćwiartce, r. 1598, pod tytułem: „Przyjemna i dowcipna komedya, nazwana Stracone miłości zachody, tak jak ją przedstawiono przed J. K. M. w ostatnie święta. Nowo poprawiona i powiększona przez William’a Shakespeare“.
Drugie wydanie ćwiartkowe, późniejsze, na tytule ma wymienione teatra Black-friars i Globe, na których była przedstawianą.
Ze stylu i języka krytycy odnoszą ją najpóźniej do 1591. Igraszki słów, dwuznaczniki, wymyślne przekręcania, sposób prowadzenia rozmów, obfite cytaty mitologiczne, wyrażenia w obcych językach, częste rymowanie, są cechami tego okresu.
Godna uwagi, że jak między postaciami Birona i Benedykta, Rozalindy i Beatryxy zachodzą analogie, tak i kilka innych charakterów, które później Szekspir na nowo podniósł i powtórnie użył w dramatach, tu się już słabo zarysowują. To powtarzanie się niektórych typów, niemal nieuchronne przy takiej ich mnogości, w Szekspirze tem się tłómaczy i różni od powtarzania u innych pisarzy, którzy się wyczerpują, że u niego charaktery rosną później, olbrzymieją, wypełniają się, gdy u innych ścierają się i słabną.
Rzecz cała zarysowuje się w sposób bardzo prosty. Jesteśmy w stolicy Nawarry (właśnie w tej epoce popularnej z powodu Henryka IV). Panuje w niej jakiś król bezimienny. Jest to monarcha trochę fantastycznego usposobienia. Zaprowadzić on chce na lat trzy na dworze swoim powszechną abstynencyę, post, umartwienie i zakazuje zbliżania się wszelkiego do płci białej, która ode dworu trzymać się ma zdaleka. Ani na oczy!
To stowarzyszenie surowych ascetów, mających się przez ten czas poświęcać naukom i badaniom filozoficznym, maceracyi grzesznego ciała i rozmyślaniu nad marnościami świata tego, składa się z samego króla, z panów Dumain’a, Longaville’a i Birona, młodzieży żywej, dowcipnej i wcale do postu i umartwień nieusposobionej. Ale król każe, wszyscy poprzysięgają, ślubują, podpisują i ofiarują spełnić ściśle uczynione votum.
Ogłoszony edykt zakazuje niewiastom zbliżać się do zamku, mają go obchodzić o milę, pod karą utraty języka.
Do towarzystwa króla należy też znakomity cudzoziemiec, Hiszpan Don Adriano de Armado (Florio), wielki cedziciel słów i alembikarz frazesów. Zaledwie edykt ogłoszono, gdy, o zgrozo! d’Armado donosi królowi, listem we właściwym mu smażonym stylu napisanym, że w parku jego królewskiej mości zastał niejakiego Łepaka, na gorącym uczynku uścisków i całusów, z włościanką Żakienettą. Armado oskarża winowajców, a król skazuje Łepaka na tydzień postu o chlebie i wodzie w kozie.
Właśnie gdy król ten wyrok feruje, nadbiega posłaniec z oznajmieniem, że król Francyi wysłał na dwór króla Nawarry własną córkę, dla odnowienia traktatów i ułożenia się o jakieś kwestye sporne. Królewna też przybywa z orszakiem dam... a tu edykt! przysięga! śluby! Co począć? niepodobna takiego nie przyjąć ambasadora, a nie godzi się go wpuścić na zamek. Staje na tem, że królewna będzie przyjętą... w parku.
Król wychodzi na spotkanie dostojnego posła, dwa dwory, męski i żeński schodzą się z sobą i — wszystkie edykta w świecie poszły w niepamięć. Strzelają oczy, sypią się iskry dowcipów, same składają miłosne wiersze i sonety. Król widzi, że wejrzenia tych pań podbojem grożą i wiarołomstwem Nawarze, należałoby skrócić te niebezpieczne układy i co najprędzej pozbyć się załogi niewieściej, ale — brak aktów do sprawy i dla tej komportacyi dokumentów trzeba słać aż do Paryża. Tymczasem królewna z dworem czeka, a ogniste wejrzenia i brylantowe słowa w parku serca podbijają. Sam król nawet zakochany wiersze składał o królewnej, Biron sonet do Rozaliny, nie licząc nieszczęsnego kawalera d’Armado, który do owej obwinionej Żakienetty list stylizuje, wpadający w niewłaściwe ręce...
Kończy się to wszystko tem, iż wiadomość przychodzi o śmierci starego króla francuskiego; Nawarra oświadcza się o rękę królewnej, wszyscy młodzieńcy idą za jego przykładem, ale żałoba na dworze zmusza ich czekać rok cały i karmić się tylko nadziejami słodkiemi.
Hiszpan, przekonany o blizkie stosunki z Żakienettą, które wyraziście na jaw wychodzą, widzi się w konieczności poślubienia jej, jeśli dobroduszny Łepak go nie wyręczy. Zabawne intermezzo, w którem sparodyowani występują bohaterowie starożytni, przedstawiani przez Łepaków i Natanielów, kończy dowcipną tę fraszkę, ułożoną zapewne na jakąś uroczystość wesołą.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.