Jerzego, choć wielu parło do tego, byśmy los swój narażali dla pretendenta[1].
Spostrzegł mnie nadchodzącego z Piotrem i jął ruchem ręki przyzywać nas ku sobie. W tejże jednak chwili na wschodniej połaci bulwaru powstał jakiś niezwykły rwetes i ukazała się gromadka ludzi, otaczających szpakowatego, rumianego wiarusa, którego błękitny kubrak, solą poplamiony, jakoteż chwiejny chód, świadczyły wyraźnie o zawodzie żeglarskim. Posłyszałem wyraźnie jego chrapliwy głos, huczący głośno po całym bulwarze:
— ... Przemknąłem się, zwinąwszy topżagle[2] ... na własne oczy, a jakże! ...a kiedy przybywam do portu, nie zastaję tam ani jednego okrętu królewskiego...
Mój ojciec przerwał mu:
— Co się stało, kapitanie Farraday‘u? Czy mówisz, że cię ścigano? Myślałem, że jesteśmy w pokoju z całym światem.
Kapitan Farraday rozepchnął słuchaczy, którzy towarzyszyli mu dotychczas, i powlókł się naprzełaj przez plac, rycząc w odpowiedzi takim głosem, iż przekupnie postawali w drzwiach swych sklepików, a niewiasty wytknęły głowy z okien na piętrach:
— Ścigano? Tak byłem ścigany, panie Ormerod, przez ... takiego rakarza... najnikczemniejszego z rozbójników morskich, jacy tylko urągają władzy króla jegomości na...
Tu spostrzegł, kto stoi koło mego ojca. Zdjął kapelusz i ukłonił się nisko z szacunkiem.
— Sługa waszej wysokości! Cześć wam, panie Colden! Ale nie cofnę ani słowa z tego com powiedział, mimo, że nie zauważyłem, kto stoi koło mnie i słyszy to wszystko. Ba, więcejby jeszcze należało powiedzieć, o wiele więcej! Ładna rzecz, kiedy te łotry pojawiają się tu na północy, w naszych portach!
- ↑ Jakobitami nazywano stronników wygnanego króla Jakóba Stuarta; o walce ich z whigami (stronnikami Jerzego Hannowerskiego) pisze R. L. Stevenson w powieści „Porwany” („Kidnapped”). — Przyp. tłum.
- ↑ Górny żagiel na maszcie, zwany też wronką.