Że chociaż drżałem do nich w tej minucie,
Strach we mnie czułość i tęsknotę zwarzył.
Budzi to kształtów ludzkich wykrzywienie,
W pamięć zaryty znak strasznej pokucie,
I słowa poznać niezwłocznie mi dały,
Że w was dostojne zbliżają się cienie.
Imiona wasze, które w sercu liczę
Do najzacniejszych, zawsze mię wzruszały.
Niemi, Wódz mówi, mój trud się nagrodzi;
Lecz przejść mi trzeba przez centralne dzicze«.
Dusza«, odrzekło widmo, »a jasnota
Sławy po śmierci niechaj nie zachodzi.
W stolicy naszej zawsze jeszcze żywa?
I nie wygnano jej dotąd za wrota?
Od dni niewielu i miejsc tych jest blizki,
Powieścią o niej serce nam rozrywa«.
Zbytek i pychę zrodziły takową,
Że czuć zaczynasz gorzko ich uciski!«
A oni widząc tę o miasto pieczę,
Spojrzeli na się, przytakując głową.