Coś ją porzucił i z lichej porady?«
Odpowie widmo: »Jest to brat Gomita,
Który miał wrogów swego pana w saku,
A tak ich użył, że każdy mu rady.
W innych urzędach zdzierstw popełnił sporo;
Słowem, był to łotr wysokiego znaku.
Tam o Sardynii gawędzą do syta:
Skoro raz zaczną, kończyć im nieskoro.
Rzekł-bym coś jeszcze, alem pełen strachu,
Że mi się zębem głowizny dopyta!«
I białkiem toczył, stając jak do sztyku,
Dziesiętnik wrzasnął: »Precz, złośliwy ptachu!«
Albo Lombardzie«, rzekł duch zastraszony,
»Zaraz ci przyślę; jest ich tam bez liku.
Bo tamci wyjrzeć nie śmią, w strachu kary;
Ja tu pod skałą sobie przyczajony
Gdy tylko świsnę, co u nas jest znakiem,
Że wolno głowę wyścibić nad wary«.
Łbem zaczął kiwać, uniósłszy paszczęki:
»Patrzcie, co zmyślił, aby ujść przed hakiem!«