Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.
79 
»Kto owa dusza, tak dobrze ukryta,

Coś ją porzucił i z lichej porady?«
Odpowie widmo: »Jest to brat Gomita,

82 
Z Gallury rodem, naczynie wszej zdrady,

Który miał wrogów swego pana w saku,
A tak ich użył, że każdy mu rady.

85 
Brał od nich dzięgi, wypuszczał bez braku;

W innych urzędach zdzierstw popełnił sporo;
Słowem, był to łotr wysokiego znaku.

88 
Z nim siedzi Michał Zanche z Logodoro[1];

Tam o Sardynii gawędzą do syta:
Skoro raz zaczną, kończyć im nieskoro.

91 
Aj! tamten, słyszę, kłami na mnie zgrzyta!

Rzekł-bym coś jeszcze, alem pełen strachu,
Że mi się zębem głowizny dopyta!«

94 
Więc na Szaleja, co go trzymał w szachu

I białkiem toczył, stając jak do sztyku,
Dziesiętnik wrzasnął: »Precz, złośliwy ptachu!«

97 
»Gdyś rad usłyszeć coś o Toskańczyku,

Albo Lombardzie«, rzekł duch zastraszony,
»Zaraz ci przyślę; jest ich tam bez liku.

100 
Lecz niech się nieco odsuną Złe-Szpony,

Bo tamci wyjrzeć nie śmią, w strachu kary;
Ja tu pod skałą sobie przyczajony

103 
Za mnie jednego zwabię całe chmary,

Gdy tylko świsnę, co u nas jest znakiem,
Że wolno głowę wyścibić nad wary«.

106 
Psia-Morda słowem oburzony takiem,

Łbem zaczął kiwać, uniósłszy paszczęki:
»Patrzcie, co zmyślił, aby ujść przed hakiem!«


  1. Michał Zanche, podczaszy króla Enza, kochanek, później mąż jego matki Blanki (czy też wdowy po nim Adelazji), ambitny i chciwy samorządca prowincji Logodoro na wyspie Sardynii. O nim jeszcze raz mowa w p. XXXIII, w. 134 i nast.