Więc ja się cały w pomieszaniu słonię,
Jak człowiek żywcem rzucany do jamy.
Poglądam w ogień i w mej wyobraźni
Widzą skazańca, jak na stosie płonie.
Zwrócą się do mnie: »Synu, próżna trwoga!
Nie śmierci tutaj czekaj, jeno kaźni«,
Na Geryjonie[1] przewiozłem cię snadnie,
Cóż tu dopiero, gdzieśmy bliżej Boga?
Gorzał i płonął jako wiór paździerzy,
Wiedz, że włos jeden z głowy twej nie spadnie.
Twój ludzki rozum, to pozbądź wątpienia,
Włożywszy w ogień rąbek swej odzieży.
I przejdź bezpieczny skróś ognia powodzi«...
A jam stał ciągle wbrew głosów sumienia.
Nieco zmieszany rzekł: »Widzisz, mój synu,
»Od Beatryczy ta ściana cię grodzi«.
Na imię Tisby Piram[2] wzniósł powieki,
Gdzie morwa brała kolory karminu,
Obróciłem się, słysząc to w pamięci
Chowane imię, drogie mi na wieki.
- ↑ Na Geryjonie. Patrz Piekło, p. XVII, w. 91.
- ↑ Piram i Thysbe, tragiczna para kokochanków, Romeo i Julia starożytności. Ożenieni wbrew woli rodziców, naznaczyli sobie schadzkę pod drzewem morwowem. Thysbe przybyła pierwsza; lew ją spłoszył; w ucieczce zgubiła zasłonę, którą zwierz poszarpał i zakrwawioną porzucił. Piram przybywszy, w mniemaniu, że kochanka jego nie żyje, odebrał sobie życie; przed skonaniem raz ostatni otwarł oczy, kiedy Thysbe nazwała mu się po imieniu. Ona sama zabiła się obok ukochanego, a morwa z żalu zarumieniła jagody, które wprzód były barwy białej. (Por. Owid. Metam. V, 145 i nast.).