Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/604

Ta strona została uwierzytelniona.
49 
Czekałem czegoś, jak ten, co po nocy

Był nawiedzony cudną senną marą
I pragnie włudzić ją znowu na oczy,

52 
Gdy ucieszyła mię piękną ofiarą

Wartą wdzięczności tak wielkiej i trwałej,
Że jej nie zgubi pamięć żadną miarą.

55 
Choćby języki wszystkie pomagały,

Które Polymnia[1] z siostrami na mlécznym
Napoju w niebie swojem wychowały,

58 
Trudnoby pieniem tem wielojęzycznem

Rzec, czem był uśmiech kraszący jagody
Mej świętej i czar w tym uśmiechu ślicznym.

61 
Więc opisując owe rajskie grody,

Święcone dzieło przeskokami biegnie
Jak ktoś, co w drodze spotyka przeszkody.

64 
A ty zważywszy ciężar, który zegnie

Najtęższe siły w każdym ziemskim tworze,
Nie gań, że duch mój niekiedy przylegnie

67 
Nie dla maleńkich łódek jest to morze,

Gdzie płynie barka moja niespożyta;
Lękliwy żeglarz wiosłem go nie porze.

70 
»Czemu twarz moja tak cię czarem chwyta?

Patrz indziej[2], gdyżeś u ogrodu proga,
Który w Chrystusa promieniach zakwita.

73 
Tu rośnie Róża, w której słowo Boga

Ciałem się stało; tu lilije wonne
Zapachem wiodą, kędy prawa droga«[3].

76 
Tak Beatrycze; a myśli me skłonne

K’jej woli, nowe widowisko chłoną;
Na żar obracam źrenice niebronne.


  1. Polyhymnia wymieniona tu z osobna jako muza liryki, tj. poezji ekstatycznej.
  2. Patrz indziej. Już po raz wtóry Beatrycze napomina go w ten sposób. Por. R. XVIII. 21.
  3. W. 73—5. Róża, — Marja; lilije, — apostołowie i święci.