Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

mając tę pewność, że tło i akcja same się przez subtelność tych figur dookoła nich wytworzą. I nie mylił się. Widz spokojnie, powoli, czuje jak w umyśle jego zarysowuje się coraz jaśniej obraz środowiska, w którem poruszają się figury, będące na scenie i pracą tą umysłową zajęty, przywiązuje się silnie do tego, co się przed jego oczami rozwija. To nienarzucanie się autora, ta jego dyskrecja, to niejako pozostawienie widzowi pewnej współroboty w sztuce, było już tajemnicą Blizińskiego. Nikt nie umiał i nie potrafił tak przywiązać do swych postaci i sztuk publiczności i artystów.
Dlatego i dziś Mąż od biedy“ — potrafił znów obudzić w nas niezwykłe wrażenie przywiązania, jakie mamy do tego biednego Szymalskiego, dwojga dziedziców, do tej dziewki folwarcznej ledwo naszkicowanej a tak prawdziwej, do tej Szymalskiej głupiej folwarcznej gęsi — tej madam Bovary polskiej. Co nas obchodzi błahość akcji, kiedy przez godzinę całą widz żył razem z artystami a artyści żyli z postaciami, które Bliziński wyrzeźbił. I to wspólne choć chwilowe życie było tak silne, tak gorące, że myśl mimo woli zwraca się ku temu starcu cichemu i spokojnemu, który po ulicach Krakowa snuł się w początkach schyłku tego wieku i pytał się z prostotą niezrównaną a tak bardzo szczerą.
— Czemże ja tak wielkiem jestem moja paniusiu!
Kartki, które w ten pamiętny dla mnie wieczór kreśliłam, to był egzemplarz „Dzikiej różyczki“. Założyłam się bowiem z Blizińskim, że ją wydrukuję w Warszawie. I wydrukowałam, obszedłszy cenzurę. Ten drobny kwiat to już było niemal ostatnie dzieło Blizińskiego. Oczy jego powoli gasły, traciły bystrość, dusza cofała się w przeszłość i tam sięgała po wspomnienia. Nad grobem zwykle ludzie oglądają się poza siebie. Bliziński spojrzał i cofnął się w przeszłość ruin, mogił, kajdan i krwawych dni. Z mogił tych zerwał jedną różę, jeden kwiat i ten drzącą dłonią