Strona:Ignacy Chrzanowski - Klemens Junosza (Szaniawski).djvu/19

Ta strona została skorygowana.

lub w „Kuźni Walkowej,” albo „Piosnkach leśnych.” Jednem słowem, rozpraszał się na różne nawet drobiazgi, niekiedy pisane jakby od niechcenia. Jeżeli jednak się zważy, że często ta zadrukowana stronnica stanowiła o dniu spokojnej egzystencyi autora, to chyba należy mu wybaczyć pewne usterki, mianowicie też artystyczne, jakieby niektórym z tych utworów zarzucić można.
Są jednak między niemi i obrazki rzeczywistej wartości, zarówno pod względem plastyki, jak prawdy życiowej, artystycznego polotu porywającej werwy, jak „Pan sędzia,” „Muzykanci,” „Nowy dziedzic” „Miód niekasztelański.” Szczególnie zaś bogaty w głębsze myśli jest „Syzyf,” w którym autor w osobie pana Jana ze Stawisk maluje rolę niejednego ziemianina, co to „do dnia wstawał, późno w nocy kładł się na spoczynek, najdrobniejszej słomki nie dał zmarnować, pilnował całości mienia, jak źrenicy własnego oka, a wszystkie dochody oddawał jak najsumienniej w formie procentów. Dla siebie miał tyle tylko, że żył. Oszczędność posuwał do ostatecznych granic, przekonany, że tą drogą stanie na własnych nogach, odzyska niezależność, zgromadzi fundusz na edukacyę dzieci, na zabezpieczenie starości... Człowiek ten nie miał ani godziny dla siebie, nie znał, co chwila wytchnienia lub radości. Czuł, te go jakiś niewidzialny łańcuch, jakaś ściana coraz bardziej opasuje, otacza, żo po za nią już nic nie widzi, nic, nic!... Gdy zaś noc przyszła, to nie goniła poranku, ale wlokła się, jak zmora, powoli; jak zmora dusiła, spędzając sen z powiek, strasząc widmami przyszłości, rzucając potworne znaki zapytania przed oczy: Co? jak? zkąd? od kogo? kiedy?”