Wzruszenia związane z obrzędowością Bożego Narodzenia stanowią w Polsce nie tyle składnik uczucia religijnego, ile patriotycznego. Niekoniecznie patriotycznego w sensie bardzo podniosłym, jak w scenach Wyzwolenia Wyspiańskiego, gdzie poeta kładzie znak równości pomiędzy domem polskim w ogóle a kołyską z Dzieciątkiem i jego Matką. Wystarczy, że patriotycznego w sensie obyczajowym. W sensie domowego ciepła, wdzięku rodzimego zwyczaju, całej tej poświaty lirycznej, którą w Polsce przeciętny mieszkaniec w sercu swoim nosi od dzieciństwa, podówczas w nie zaszczepioną. I która nawet ironii nadaje smak pobłażania. „I pod rozpalonej konstelacji znakiem jadają ryby, miód i kluski z makiem“ — z tą pobłażliwą ironią wspominał Norwid.
Łączność domowego obrzędu i wzruszenia religijnego nawiązała się bardzo dawno. Wymownie świadczy o tej łączności średniowieczna sztuka polska. Przypominam wydany przed wojną album Michała Walickiego Święta noc. Walicki cytuje za Kallimachem, jak to — „około 1470 roku bernardyni lwowscy przyczynili się do niemałego zgorszenia w mieście, jako że ustawili w swym kościele jasełka z Dzieciątkiem Nowonarodzonym w żłobku, pobudzając lud do lulania kołyski i śpiewów“.
Świadectwa najnowszej poezji równie dobitnie mówią o charakterze tej łączności. Oczywista, wymowniejsze w tej mierze będą utwory pisarzy dalekich od religijności, jako że dowodzą, iż oni również... W Wierszach z obozu Tadeusza Hołuja, w Latach powrotu Leona Pasternaka napotykamy liryki dowodzące, że nie tylko u Rydla Betlejem bywało polskie. W Kujbyszewie i Oświęcimiu również. Nawet w getcie galicyjskiego miasteczka bohater jednej z nowel (Sprawa godności) Artura Sandauera słyszy nocą, jak kolędują na posterunku żydowscy milicjanci. Wzdycha: „Bóg