w którym niewidzialna Żydówka miesza wciąż niewidzialną kopyścią.
Czemże jest Abram w tym garnku? Nędzną krupką, która będąc cięższą niż inne, spadła na dno i nie wiruje wraz ze wszystkiemi, ale ma jeszcze gorszy los, bo leży na spodzie, słaba, bezsilna, a nad nią kłębią się miliony krup i rozwodnione mleko... A co będzie, jak owa Żydówka niewidzialna do samego dna kopyścią dostanie i pchnie tę cięższą krupkę, Abrama, w wir szalony?...
To jest całkiem pfe! Żona miała słuszność; po co było chodzić na taką noc szkaradną? W dodatku do wszystkiego złego jest cisza. Żadnego głosu nie słychać, żadne stworzenie żywe, żaden człowiek nie odzywa się. Czemuż chociaż z daleka nie dochodzi wołanie „hetta!“ lub „wiśta!“ Czemu jaki chłop nie jedzie?
Czy potrzeba dowodzić, że w takiej chwili głos pijanego chłopa byłby się wydał Abramowi słodszym nad dźwięki „Pieśni nad pieśniami,“ nad najpiękniejszą melodyę?
Niestety, niema nikogo!
Może po raz pierwszy w życiu handel skórkami zajęczemi nie wydał się Abramowi tak słodkim interesem, jak zwykle, ale bądź jakbądź trzeba było iść i dotrzeć do chałupy Kogucińskiego.
Jest już i las. Duży bór, drzewa w nim
Strona:Klemens Junosza-Kłusownik.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —