W nędzy człowiek dostanie, gdy chce, pocieszenia,
Trudno, gdy wszytko k myśli, nie stracić baczenia.
Skąd z letargu smutnego wrzód smaczny przychodzi,
Bo się to zdrowo widzi, co nabarziej szkodzi.
Nie pożądam znacznym być w nieszczęście oboje,
Lecz znam prawie szczęśliwym, kto pociechy swoje
W tobie samym ma, Panie, próżen inszych rzeczy,
I dla ciebie sam siebie wzgardził mieć na pieczy.
Mając umysł stateczny czynić, co należy,
Niech moja łódź, gdzie pędzi wola Boża, bieży
I przy brzegu, który mi Bóg naznaczył, stanie,
Jeśli nie jest bezportne ludzkie żeglowanie.
Co na świecie, chyba błąd? kłopoty? marności?
Imię tylko pokoju snadź i szczęśliwości,
Którą widzi, a nie zna duch, chciwy lepszego,
Będąc jakmiarz[1] związany od sługi swojego.
Sława smaczna, rozkoszy, władza, siła złota,
Drugdy twa, Zeno twardy, słowem stalna cnota,
Wątłe tamy na powódź zaćmionej bogini.
Lecz ta niech zwyczaj zmieni, śmierć folgi nie czyni.
Więc co tam spokojnego, gdzie burza ustawna?
Przeto woli mej rada (rządzić sie nie sprawna)
Chętne żagle rozwiła ku twej, Panie, chwale;
Ty mię wieź, ty styruj sam: tak skończę bieg w cale.
- ↑ jakmiarz — nieledwie, prawie, bezmała (opracowane na podstawie Słowniczka).