znaczenie apartamentu, wypieścił go z osobliwem staraniem. To też, Matifat, zawsze kupiec, z niesłychaną ostrożnością dotykał najmniejszej bagateli, ciągle miał przed oczyma cyfrę rachunku i patrzał na te wspaniałości jak na klejnoty nieopatrznie wyjęte z puzderka.
— Niema co! trzeba będzie tak samo urządzić Florentynę! oto myśl, którą czytało się w oczach starego Cardot.
Lucjan zrozumiał naraz, czemu stan pokoju, w którym mieszkał Lousteau, nie trapił dziennikarza, posiadającego serce Floryny. Jako tajemny król owych festynów, Stefan korzystał z tych wszystkich pięknych rzeczy. To też, mimowoli, przyjmował pozycję pana domu, stojąc przed kominkiem i rozmawiając z dyrektorem, który winszował du Bruelowi.
— Skrypt! skrypt! krzyknął Finot wchodząc. Nic niema w skrzynce. Zecerzy wzięli do składania mój artykuł i niebawem skończą.
— Idziemy, rzekł Stefan. Znajdziemy stół i światło w buduarze Floryny. Jeśli pan Matifat zechce nam dostarczyć papieru i atramentu, sklecimy dziennik gdy panie będą się ubierać.
Cardot, Camusot i Matifat znikli, skwapliwie szukając piór, scyzoryków i innych potrzebnych sprzętów. W tej chwili, jedna z najładniejszych tancerek owego czasu, Tulja[1], wpadła do salonu.
— Moje drogie dziecko, rzekła do Finota, będziesz miał swoich sto abonamentów, nie będą kosztowały dyrekcję ani grosza, już je umieszczono, narzucono je chórom, orkiestrze i baletowi. Twój dzienniczek jest tak zabawny, że nikt nie będzie się skarżył. Będziesz miał loże. Oto za pierwszy kwartał, rzekła podając dwa banknoty. Zatem, nie pastw się już nade mną!
— Jestem zgubiony! wykrzyknął Finot. Przepadł naczelny artykuł do jutrzejszego numeru, bo w ten sposób trzeba mi cofnąć mą bezwstydną napaść...