Gdy powszednie wrażenia myśli zakłopoczą,
To i życie na jawie, pewne, jasne, dzienne,
Zmartwieje jako odłam wypłowiałej kości,
Na którym niegdyś kwitło ciało i rumieniec
Roztlałe listki toczył. — Tej marzeń słabości
Strzec się trzeba, bo ona, jako potępieniec.
Otumani, i skusi, i nauczy latać
Sokolemi skrzydłami, aby potem wplatać
W rzeczywistości koło, kędy bywa ciasno.
I nudno, i boleśnie. — — Blade gwiazdy gasną,
A czerwonawy płomień, drżąc, do izby wbiega
I rzuca na podłogę szare cienie liści
Ożywionych powojów. Światło się rozlega
Strumieniami po niebie, jakby promieniści
Aniołowie tysiączne miecze wznieśli wgórę
I stanęli na straży — i wędrowną chmurę
Połyskami przecięli.
W izbie pusto było.
Lecz mniej dziwno, mniej straszno, jak się przedtem śniło.
Cud wcielonego ducha to, nie żaden kwiatek
Z rośliniarni światowej; pismo, to opłatek,
Którym łamać się trzeba i od serca życzyć
Dosiego roku prawdy — nie szermować[1], krzyczéć,
Lecz całą siłą działać, działać w taki sposób,
Jako dawny obyczaj, bez wyborczych osób,
Z bogobojną czeladką wieczerzając społem
Na sianie z własnej łąki i za własnym stołem.
Lud ma piewców, a piewca czuły, jak wierzbina,
Serdeczne latorośle ku przechodniom zgina,
I łamią je, i kwilą na multankach[2] z kory,
Bo tętna im potrzeba, bo przy piersiach ziemi
Nassą się zdrowych uczuć i wdziękami temi
Grać muszą, niańczyć sobie. O, to nie doktory,
Nie mędrcy, ale drzewa, co, jak połkną soki,
Gęstym liściem i kwiatem sypną pod obłoki.
Tam pieśń niedługo płynie, niedługo się jąka,
Ale pulsami dzwoni i po żyłach brzdąka
Krzepko, nie chorobliwie, każda myśl wynika,
Jako w pogodny dzionek ptastwo z gołębnika.
A gmin, co jedną ręką szuka dla nas chleba,
Drugą zdrój świeżych myśli wydostaje z nieba!
Dzielny olbrzym! W siermiędze, z promienistem czołem,
Szorstkiemi słowy nuci za karczemnym stołem —
Nie rozbełta się w piśmie, słowo zna, jak krople
Krwi własnej, w której stoku, jak bogunki w Gople[3],
Pluskają hoże pieśni. Owóż te nieuki,
Ci prostaczkowie, w świątyń bałwochwalczych progu
Niezgięci, niepokłuci cyrklem głupiej sztuki,
Na garści ziemi żyją, ale żyją w Bogu!
My zaś, mądrzy, my, grzeczni, z nauk salon modny
Zrobiliśmy niebawem, zapał nasz wygodny,
Jak ciepło kominkowe, w kości tylko chucha,
Ale nie krzepi serca, nie podnosi ducha.
Napróżno zatem śpiewak pokutuje długo
Tam, gdzie nie wierzą w duchy, tam, gdzie myśl jest sługą.
Karlem, trefnisiem tylko — jej anielskie skrzydła,
Wykręcone boleśnie, pełzną zamiast latać,
A nikt nie spojrzy na nie — a chciwość obrzydła,
Jako skrzydłami drobiu, kał chce niemi zmiatać:
Kał nie z serca, nie z duszy, aby wśród zapału
Czysta była i świeża, — lecz raczej kał z kału.
...Gdym tak mówił, obecni, patrząc od niechcenia,
Zaczęli coś tam szeptać — smak ich podniebienia
(Bo innego nie mieli) mówił, że wyrazy
«Za gorzkie są, niegrzeczne!» Wrzasło kobiet grono
- ↑ szermować (niem.) — walczyć (jak szermierz), mówić ostro, sprzeczać się.
- ↑ multanka — drewniana fujarka, piszczałka (od nazwy kraju: Multany, pn. Rumunja).
- ↑ Mowa o powieści Ryszarda Berwińskiego p. t. «Bogunka na Gople» («Powieści Wielkopolskie», Wrocław, 1840).