w tym względzie wyznanie w Canzonie XVII-ej czytać można. Tam on powiada:
Toćżem ja nie raz (nikt mi wiary nie da!),
Laurę oglądał, w źródło, w mgły przestrzenie
Patrząc. I w tedy urok mi ją czyni
Taką, iż sama przyznać mogła Leda.
Mówiąc o własnej córce swej Helenie,
Że jak przy słońcu gwiazda — zgasła przy niej...
I im się w głuchszej pustyni,
W im samotniejsze schronię od niej knieje,
Tem obraz luby w żywsze barwy zdobię.
A kiedy, w ocknienia dobie,
Rzeczywistości podmuch błąd mój zwieje,
Na zimnym głazie siadłszy, jak on zimny,
Ku czci mej pani, łzawe składam hymny.
Bądź co bądź, Wokluza, owa, tak na każdym kroku Laurą zaludniona, ucieczką mu od niej być miała; ale cóż, „spodziewałem się — powiada poeta w jednym z Listów swoich poufnych[1] — w samotności, otoczony księgami, umysł sobie módz oderwać od tych rzeczy, które duszę moją na wieki cierpiącą uczyniły; niestety! lekarstwo bodaj czy nie gorsze od choroby! Niech tylko na chwilę się zapomnę — sam nie wiem kiedy, natychmiast wracam do tej, od której, acz z boleścią niewymowną, snadź nie dość jeszcze daleko odbiegłem.“ Indziej (z Wokluzy) tak pisze[2]: „Tu oczy moje niechże już niebo tylko oglądają, skały przepaściste i przezrocze wody. Tu niechże chociaż zmysły moje wypoczną. Zamiast jej mowy dźwięków słodko niepokojących, niechże słyszę śpiewy ptasząt łagodne, szum liści, szmery strumieni... Takbym tu być mógł szczęśliwy! Cóż, kiedy Laura tam, a ja bez niej! To kiedy sieja o mej zamyślę — a kiedyż o niej nie myślę! — doprawdy, nie jest mi żadnym wstydem wyznać, że łzami zapływają mi oczy. Bom ja z tych, co wspomnieniem tylko żyją, a nadzieja ich nie krzepi — i przeto, samotność, to mi ulgą bywa, to udręczeniem.“ Często z uniesieniem opisuje powaby swojej ustroni, swą chatkę skromną, i sposób w jaki się zagospodarował. „Urządziłem tu so-