kroków blasku. Raduski zbliżył się, cicho stąpając po błocie, i zajrzał do wnętrza. Tuż przy oknie stała nad balią młoda dziewczyna, a jak się podglądaczowi w pierwszej chwili wydało, młody chłopiec. W głębi ciemnej kuchni mieścił się duży, odpowiednio brudny komin i trocha statków. Jeden kąt stancyi zajmowało sosnowe łóżczysko, przykryte jakimś czerwonym gałganem. W sąsiedztwie pieca wiaderko dnem wykręcone do góry podtrzymywało deskę do prasowania. Rozciągnięta serwetka, czy ręcznik, służyła za obrus, na którym leżały: upieczona strucla bardzo skromnych wymiarów, zwinięta kiełbasa, kilka jaj i mały serek. Wszystko to ozdobione było trzema, tu i tam wetkniętemi, gałązkami borówek. Dziewczyna przy balii miała może szesnaście, może siedmnaście lat, oblicze brzydkie z zadartym nosem i paskudnemi ustami, na głowie włosy nie czesane napewno ze dwa miesiące. Korpus jej ciała suchy, jak piszczel, bez piersi, z wydatnemi gnatami obojczyka przykryty był tylko utłuszczonym lejbikiem w jaskrawe kwiaty. Ten strój, pozbawiony rękawów, głęboko wycięty na piersiach i plecach był odsznurowany i ukazywał nagi, zapadnięty brzuch, płaską dekę piersiową, brudną szyję i długie, żylaste ręce, chude, jak u mężczyzny. Ogromne, w stosunku do przedramion, dłonie pracowicie mydliły i nurzały w czarnej wodzie brudny łachman ze zgrzebnego płótna. Raduski przybliżył się jeszcze bardziej i patrzał na tę pracę. Stara zgryzota, ze wściekłości co chwila przechodząca w szyderstwo, ruszyła się w jego piersiach.
— Kaliban z Burzy Szekspira... — szeptał bezdźwięcznie. — Półzwierzę, półczłowiek, a właściwie da-
Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.