zmogły go ostatecznie. Znał się na formach i na kuchni. Jadając z konieczności w bardzo podrzędnym handelku krakowskim, umiał sobie zawsze skomponować „menu“ wedle najklasyczniejszych francuskich zasad, a chłopcy handelkowi, wytresowani przez niego i przejęci szacunkiem dla mistrza, pomagali mu chętnie w dopełnianiu kulinarnych rytuałów. Oddała mu najwyższy hołd Lucyna Ćwierciakiewiczowa, przelewając nań testamentem prawa autorskie swoich „365 obiadów“: jakiś czas Sarnecki nieźle żył z dochodów z tej książki; ale potem wyparły Ćwierciakiewiczową z kuchen nowe bóstwa.
Otóż ten król dobrego tonu, wciąż w finansowych opałach, wydał, gdzieś koło lat osiemdziesiątych, książeczkę p. t. Zwyczaje towarzyskie. Podręcznik ten był już w chwili ukazania się nieco przestarzały, bo zasady i przykłady czerpał Sarnecki z epoki swojej świetności, a od tego czasu, po upadku napoleońskiego dworu, świat zmienił się, zszarzał. Kiedy byłem wyrostkiem, wpadła mi w ręce ta książka, czytałem ją z dziesięć razy jako lekturę humorystyczną, tak się już zdawały wówczas antyczne wszystkie te lansady i subtelności. Minęły dziesiątki lat, o Zwyczajach towarzyskich Sarneckiego zapomniano zupełnie. Przyszła wojna i jej przewroty majątkowe, wysypały się gromady nowobogackich, ledwie oskrobanych, żądnych jakiej takiej ogłady. Domagano się jakiegoś savoir-vivre’u.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Pijane dziecko we mgle.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.