Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 47.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

I splotła dłonie węzły ślubnemi
Z największym głupcem na bożej ziemi.

Tak było dla niej lepiej i... na nieszczęście, może stosowniej. Powoli i on zaczyna się na tem spostrzegać, coraz też częściej drga w jego słowach szyderstwo. »Raz spotkałem się z rodziną mej bogdanki, — mówi w pieśni VI. — Mówiono, żem się nie zmienił, że tylko trochę schudłem i zbladłem; ja pytałem także o wszystkich, nie pomijając i pieska domowego, a potem:

Potem rzuciłem z nienacka
O zdrowie... lubej, pytanie...
Na co mi dano odpowiedź:
Pani w »odmiennym« jest stanie.

Tłómacz pisze: »że pani w innym jest stanie«, co nie jest dość jasne. Pieśń się kończy w tem miejscu, niewiadomo więc, jak poeta przyjął miłą wiadomość. Ale nie był to koniec jego męki. Żył jeszcze dla niej sercem i duszą. Tworzył sobie świat bardzo grobowy, w którym o niej tylko mowa. Raz zdawało mu się, że umarł, wtem zapukał ktoś do mogiły:

Czy nie powstaniesz, Henryku?
Świta blask gwiazdy jutrzniowej;
Powstali wszyscy umarli:
Zaczął się taniec życiowy.

On chciał już sen wieczny porzucić, ale wszystkie rany mu nabrzękły krwią — i nie