telnie na kuracyę, drudzy, by świata użyć, i zrzuciwszy domową skórę, stać się podobnymi do ludzi. Ta ostatnia operacya nie zawsze się udaje. Mój Boże! iluż to naszych poczciwych wróbli, posiedziawszy czas jakiś zagranicą, wraca z czubkami na głowach! A wiadomo przecie z przysłowia, jaki to ptak ma swój czubek. Gdyby zmartwychwstał Owidyusz, mógłby jeszcze raz napisać swoje Metamorfozy, oparte na gruncie polskim, w których za jedną drogą i metempsichosis egipska i nowsza teorya Darwina znalazłyby swoje usprawiedliwienie. Wówczas to poznalibyśmy dokładnie cały proces, na mocy którego dusza i ciało szlachcica polskiego przemienia się w duszę i ciało Anglika lub Francuza.
Czy korzystamy na tych przemianach — that is the question. Na pociechę mówi nam nauka, że w naturze nic nie ginie; być może — ale pieniądze nasze, wywiezione raz zagranicę, giną dla nas bezpowrotnie. „Co komu dasz, tego sam nie masz“, mówi przysłowie.
Niechaj jednak nie posądza nas nikt o zaściankowość. Piękny to widok, gdy młodzież biegnie zagranicę po naukę; gdy po cudzoziemskich wszechnicach bierze górę nad inną; gdy sami cudzoziemcy pierwszeństwo nad swoimi w zdolnościach i pracy jej przyznają. Mówimy tylko przeciw podróżom ze zbytku pieniędzy, a braku rozumu; przeciw podróżom z próżniactwa i nudów, lub dla uspokojenia nerwów.
Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.