Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/12

Ta strona została przepisana.

Jeśli te karty otrząsnąłem z pyłu, aby je podać do druku, to dlatego, iż po tylu latach tchnęła z nich na mnie radość młodości i świeżość wrażeń. A naturalny komizm wypadków również zjednał me pobłażanie.
Wycieczki w Tatry w sposób wesoły i humorystyczny opisywano już nieraz; wspomnę tylko o dwu największych utworach mi znanych: Chałubińskiego: „Sześć dni w Tatrach“ i Witkiewicza: „Na przełęczy“. Opisy te sięgają w dawniejszą jeszcze epokę Tatr, gdy w Tatry chodziło się z tłumem przewodników, z muzyką i koniecznie w starych butach. Moje czasy to są już bezprzewodnikowe a buty musiały być specjalne, solidne i okute masą żelaza.
Mierzyć się z tamtymi autorami, znanymi jako prawdziwe wielkości Zakopanego i Tatr ani nie miałem sił i zdolności ani zamiaru. Ale jeśli czytelnik, zwłaszcza znający choć trochę Tatry, spędzi kilka chwil miłych przy tych kartach, cel będzie osiągnięty. Po przeczytaniu tych kart czytelnik może rzucić pytanie, czy te wypadki były rzeczywiste. Na to mogę dać tylko odpowiedź: granica między rzeczywistością a fantazją jest w takich utworach nieuchwytną.
W czasie przygotowywania tych kart do druku zaszła pożądana zmiana politycznych granic w Tatrach. Tatry jaworzyńskie wróciły