blemy mieszkaniowe robotników w jednym z największych skupisk robotniczych, mianowicie w Łodzi, gdzie w świetle współczesnych ankiet degradacja w tej dziedzinie postępowała szczególnie szybko: w 1927 r. w mieszkaniach jednoizbowych mieszkało tu 76,8 % badanych rodzin robotniczych, a w 1933 r. już 100%.
Prezydent m. Łodzi, M. Godlewski, stwierdzał, że "Łódź ma największy odsetek mieszkań 1-izbowych, a więc najmniejszych, z wszystkich miast nie tylko polskich, ale bodaj całej Europy środkowej i zachodniej, przy czym zaludnienie tych mieszkań, pozbawionych wszelkich urządzeń sanitarnych, jest wprost zastraszające" .
Podejmowano różne kroki, by złagodzić tę niezwykle ciężką sytuację, a przynajmniej ograniczyć najbardziej skrajne jej przejawy, jak przede wszystkim bezdomność. Służyło temu celowi ustawodawstwo w dziedzinie ochrony lokatorów, zapoczątkowane jeszcze za rządów Moraczewskiego (zniesione w 1935 r.), które m. in. regulowało wysokość czynszów oraz zakazywało eksmisji określonych kategorii lokatorów, zalegających z opłatami czynszowymi (bezrobotnych) w miesiącach zimowych.
Rzeczywistą poprawę sytuacji mieszkaniowej robotników mogło jednak przynieść oczywiście tylko budownictwo tanich mieszkań. Zadania te próbowała wziąć na swe barki robotnicza spółdzielczość mieszkaniowa, działająca w niektórych miastach polskich. Niewątpliwe osiągnięcia w tej dziedzinie miała zwłaszcza Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa, która w wyniku sprężystej i ofiarnej działalności jej twórców i organizatorów, jak M. Rapacki, S. Tołwiński, M. Nowicki, S. Szwalbe. A. Zdanowski i inni, zbudowała w dwudziestoleciu ponad 3100 izb. W mieszkaniach tych, stosunkowo tanich, zamieszkali również i lepiej zarabiający robotnicy. Była to jednak kropla w morzu szybko rosnących potrzeb mieszkaniowych. Wręcz katastrofalnie przedstawiało się położenie bezrobotnych, którzy dziesiątkami tysięcy zamieszkiwali stare rudery, baraki, prowizorycznie sklecone budy - typowe kolonie slumsów, jak Annopol w Warszawie oraz podobne dzielnice nędzy w Łodzi, Sosnowcu, Grudziądzu i innych miastach.
W bezpośrednim związku z problemami mieszkaniowymi stały zagadnienia higieny i zdrowia. U warunkowane równocześnie niskim standardem wyżywienia i scharakteryzowanym uprzednio ogólnym ubóstwem przeciętnej rodziny robotniczej (a tym bardziej rodziny bezrobotnego), nie mogły one przedstawiać się dobrze. Badania na ten temat, z konieczności najczęściej wycinkowe, ograniczone do określonych grup zawodowych, środowisk, miast, nie dają na ogół podstaw do wysnuwania wniosków nazbyt generalizujących. Niemniej ich zbieżne przeważnie wyniki, w wielu kwestiach, pozwalają dostrzec pewne ogólniejsze zjawiska i prawidłowości, także gdy chodzi o problemy zdrowia.
Rzuca na to światło już sam udział wydatków na te potrzeby w budżetach rodzin robotniczych. Według badań przeprowadzonych w 1927 r., w Warszawie w budżecie przeciętnej rodziny robotniczej (z wyłączeniem niewielkiej grupy najlepiej zarabiających), wydatki na żywność pochłaniały 60-69%' natomiast na higienę i zdrowie przeznaczono zaledwie 1,2-1,8%, na alkohol i tytoń 1,7-2,8% (por. tab. 12). Należy przy tym dodać, że niezależnie od niedostate-