Strona:Zielinski Historia Polski-rozdzial9.djvu/022

Ta strona została przepisana.

również uległy dotkliwej redukcji. Potwierdzają to ostrożne szacunki J. Żarnowskiego, według których stawka żywnościowa chłopów w dziesięcioleciu 1926-1935 skurczyła się o połowę. Zachodziła jednak nadal duża rozpiętość między standardem wyżywienia rodziny chłopskiej na polskich ziemiach zachodnich i na wschodzie. Nawet średnia ogólnopolska stawka wyżywienia (wyższa niż średnia „wschodnia”) stanowiła zaledwie (w roku 192812 9) połowę odpowiedniej stawki w Wielkopolsce. Ujmując rzecz najkrócej: chłopi w latach dwudziestych żywili się na ogół lepiej niż robotnicy, w latach trzydziestych natomiast odwrotnie. Nie dotyczyło to jednak zapewne chłopów wielkopolskich, których położenie i pod tym względem było zdecydowanie lepsze niż w Polsce centralnej, a zwłaszcza wschodniej i południowej.
Standard wyżywienia zależał nie tylko od jego ilości, ale także jakości, urozmaicenia, kaloryczności — słowem: racjonalności. I pod tym względem pozostawiał on wiele do życzenia. Naczelne miejsce w jadłospisie biedniejszych — tzn. większości rodzin chłopskich — zajmowały kartofle w różnych postaciach oraz kapusta, następnie potrawy mączne (kluski, zacierka, rzadziej kasza), chude mleko i maślanka, twaróg, wreszcie chleb — jako dodatek do tamtych pokarmów. Ich różne zestawy i nieliczne możliwe kombinacje musiały się oczywiście ciągle powtarzać, nieraz parokrotnie w ciągu tego samego dnia. Masło i mięso jadano od święta — nierzadko kilka razy do roku. Podobną rzadkością był cukier. Znacznie pełniej i korzystniej przedstawiał się model konsumpcji rodziny chłopskiej w trzech województwach zachodnich (pomorskie, poznańskie, śląskie), ale liczba gospodarstw w tych województwach stanowiła niecałe 8% ogólnej liczby gospodarstw w Polsce, a liczba chłopów zaledwie 6% ogółu ludności chłopskiej. Także i wśród gospodarstw chłopskich w Polsce zachodniej niemały odsetek — ponad 11% — stanowiły gospodarstwa karłowate poniżej 2 ha.
Jeszcze dotkliwiej niż na konsumpcji żywnościowej odbiły się nożyce cen na wydatkach rodzin chłopskich na cele pozażywnościowe. Łatwiej było zrezygnować z zakupu nawozów sztucznych, narzędzi rolniczych, ubrania, obuwia itp. niż np. soli, cukru, nafty czy tytoniu (choć i tak sacharyna wypierała cukier, a samosiejka tytoń). Pewna poprawa położenia chłopów w ostatnich 2—3 latach międzywojennego dwudziestolecia nie poszła tak daleko, by w sposób istotny skorygować powyższą charakterystykę sytuacji na wsi polskiej w latach trzydziestych.
Nie tylko zresztą nożyce cen były źródłem jej niedorozwoju i wegetacji jej mieszkańców. Przypomnijmy tu zwłaszcza sprawę ludzi „zbędnych” na wsi (por. wyżej, s. 209), czyli bezrobotnych całkowicie lub częściowo, faktycznie nie produktywnych, obniżających wydatnie i tak już niski standard bytowy rodzin chłopskich. Stanowili oni blisko 1/4 ludności wiejskiej. Ale zastój w przemyśle sprawiał, że nawet ta część ludności wiejskiej, której udało się przenieść do miasta, znajdowała tam bardzo często zatrudnienie nie w przemyśle, ale w różnego rodzaju usługach nie wymagających kwalifikacji (jak służba domowa, dozorcostwo, ewentualnie rzemiosło, handel itp.). I oni więc pozostawali na najniższych szczeblach drabiny społecznej. M. Mieszczankowski kwalifikuje wręcz ten odpływ ze wsi jako „w swej masie lumpenproletariacki”.
Niezależnie od tego był on jednak przede wszystkim, jak wspomniano, iloś-