Widziałem strzechę rolnika ubogą, Pełną śród bólu wytrwałości cichej: Gdy głód zawita na niwie tam lichej, Krzyż, znak pokory, wyrasta nad drogą; Gdy ogień pożre i stóg i owczarnię, Zdwojoną pracą czeladź dzielnie radzi; Gdy śmierć, włóczęga, o próg ten zawadzi, Bardziej się żywe do żywego garnie!...
To jedne; inne widziałem śród wioski
Siedziby nędzy, odarte z sił ducha:
Gdy głód na pole sprowadzi posucha,
Klątwę miotają na ten palec boski;
Gdy się pożoga nad siołem rozzłości,
Nadzy ramiona opuszczą bezwładnie;
Gdy się śmierć z kosą pod strzechę zakradnie,
Żywy żywemu źdźbła życia-zazdrości.
Błogosławieni cisi i wytrwali! Praca i wiara życia ich kolczugą; W niej nad krateru przejdą wrzącą strugą, Jak feniks silni, żyjący i cali. Biada tym drugim! Przedwieczna ich dola: Prometeusza wołać w niebo głosem, Bezużytecznie znosić cios za ciosem I jak cień grzeszny znikać z ofiar pola...