Studya nad Homerem/1
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Studya nad Homerem |
Część | 1. Wstęp |
Wydawca | Akademia Umiejętności |
Data wyd. | 1917 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pisać o Homerze jest dzisiaj trudno. Wyraz „dzisiaj“ nie jest w tem twierdzeniu pustym, jak pustym bywa przy rozmaitych narzekaniach na czasy dzisiejsze w porównaniu z dawniejszymi. Jeszcze pod koniec wieku XIX. pisać o Homerze było daleko łatwiej. Dzisiaj krytyka wyższa Homera weszła w fazę przesilenia, jakiego nie przechodziła nigdy, począwszy od d’Aubignaca. W ciągu XIX. w. można było zawsze powiedzieć, co sądzi o Iliadzie większość uczonych. Dziś niepodobna powiedzieć, jakie zapatrywanie ma za sobą większość krytyków. Nowe dzieło Wilamowitza o Homerze jest może pierwszą zapowiedzią przyszłego porozumienia, ale to porozumienie nie nastąpi chyba tak prędko. Kto dziś pisze o Homerze, musi odrazu wywiesić barwę. Albo Montecchi albo Capuletti. Myślę, że stanowisko moje w kwestyi Homerowej wystąpi dosyć jasno w ciągu pracy. Co prawda, stanowisko to nie jest dotąd określone szczegółowo i ostatecznie dla każdego z licznych problemów, składających się na kwestyę Homerową. I nie wiem, czy wogóle będzie kiedykolwiek określone. Wilamowitz przygotowywał dzieło swoje o Iliadzie 30 lat a i po tym okresie całego pokolenia puścił je w świat z obawą i świadomością, że, jak każde dzieło ludzkie, nie może być doskonale. Wogóle o Homerze powinno się pisać dopiero pod koniec życia. Uczeni, którzy problemy z zakresu kwestyi Homerowej dają za temat rozpraw doktorskich, popełniają ciężki grzech przeciw nauce. Gdyby nie ten balast dyssertacyi pisanych przez autorów, którzy nie mogą mieć jeszcze dojrzałego sądu ani wieloletniej obserwacyi, oryentowanie się w ogromie literatury Homerowej nie byłoby dziś tak trudne, że nawet taki tytan nauki jak Wilamowitz musi przyznać, że nie panuje nad literaturą nowoczesną do Homera, a może i sama kwestya nie byłaby tak zagmatwana przez powierzchowne sądy. „Strach o tej skórze pisać“ trzeba powiedzieć słowami Klonowicza, pisząc dziś o krytyce wyższej Homera. Kiedym rozpoczynał tę pracę, przystępowałem do niej z większą odwagą, niż ją mam dziś, kiedy gotową rzecz puszczam w świat. Wilamowitz powiada w swej pięknej, męskiej przedmowie, że wojna dodała mu odwagi do wydania dzieła. Zapewne i mnie wojna dodaje podobnej odwagi.
Praca nad problemem Homerowym nie daje należytego zadowolenia. Możliwości jest tu tyle, że gdy się nawet znajdzie odpowiedź, która się wydaje zadowalającą, to zawsze istnieją jeszcze inne możliwości wyjaśnienia.
Słowo usprawiedliwienia dla tytułu tej pracy. Napisałem początkowo na jej czele „Studya nad Homerem“, myśląc, że będę mógł kiedyś przejść do analizy innych partyi Iliady, uchodzących za późne. Zwróciłem się zaś dlatego do Dolonei, że zdawałem sobie sprawę, iż przy Homerze powinno się zaczynać od tyłu, t. j. od warstw uchodzących za późniejsze. Z niemałem zadowoleniem widzę, że i Wilamowitz, którego najnowsze dzieło o Homerze wyszło, kiedy praca moja była już w zupełności gotową, uważa tę metodę za jedynie prawdziwą. Wszelkie konstrukcye a priori, rozpoczynające od tego, że pierwotna Iliada zawierała to a to, wiszą w powietrzu. Pousuwajmy z Iliady to, co może być dodatkiem późniejszym, a wtedy nadejdzie czas, kiedy będziemy mogli przyjrzeć się reszcie poematu i wydać o niej sąd. Dopóki ta praca wstępna nie jest zrobiona, na sądy ogólne za wcześnie. I Wilamowitz ostrzega przed twierdzeniami ogólnemi, a żąda, aby zaczynać od analizy (str. 2). Powiada, że powinno się analizować z kolei szczegółowo każdą księgę Iliady. Kto uznaje, że sąd o kwestyi Homerowej powinien się opierać na własnych badaniach tekstu, zrozumie moje wyznanie powyżej, że nie mam jeszcze ostatecznego sądu o wszystkich stronach problemu Homerowego. Wyrobić sobie taki sąd na podstawie książek, traktujących o Homerze, nietrudno. Ale dopiero, gdy się przystąpi do analizy samego poematu, widzi się, jak dalece sąd oparty na cudzych sądach spoczywa na kru chych podstawach. Czy dójdę kiedy do tego, by przeprowadzić po dobne studyum nad innemi podejrzanemi partyami Iliady, wątpię dzisiaj po ukończeniu analizy Dolonei. Ars longa, vita brevis. Trudności próby obecnej, zwłaszcza ogrom literatury nowożytnej, nie zachęcają do dalszych. Coprawda, kwestya Homerowa jest przepaścią, która tajemniczo pociąga stojącego na brzegu. W każdym razie ogólniejszej części tytułu nie chciałem już zmieniać, choćby dlatego, żeby zaznaczyć, że analizę choćby jednej pieśni Homera trzeba przeprowadzać z okiem zwróconem na całość poematu.
W ciągu pracy przekonałem się, że główną podstawą sądu nie może być język ani wiersz, lecz układ, technika pieśni, jej treść. Tak jest przynajmniej przy Dolonei. Stąd też punkt ciężkości tej pracy leży w rozdziałach, analizujących treść Dolonei. Kogo te rozdziały nie przekonają, może innych nie czytać. Kto nie ma czasu czytać całej pracy, może pominąć ustępy o języku, wierszu i inne więcej podrzędne.
Pracę tę napisałem po polsku. Ma to dla mnie ujemne strony. Nie tyle dlatego, że praca znajdzie tylko nielicznych czytelników; gorsze jest, że w naszych stosunkach niepodobna liczyć na sąd licznych krytyków a sąd taki, jeżeli gdzie, to przy pracach z zakresu krytyki wyższej Homera jest dla autora szczególnie cenny. Wtedy dopiero poznaje on, czy w pracy jego prócz żużli jest coś czystego kruszcu.
Z literatury XIX. wieku o Dolonei nie znam starszej, chyba o tyle, o ile jest uwzględniona przez późniejszych. Ale niepodobna mi było studyować całego tego ogromu. Kto sam próbował pracy samodzielnej z zakresu kwestyi Homerowej, nie zrobi mi z tego zarzutu. W szczegółach z pewnością byłbym w tej starszej literaturze znalazł niejednę cenną uwagę.
Nową książkę Wilamowitza uwzględniam w słowie końcowem.
Prace naukowe nie potrzebują właściwie przedmowy. Moja praca potrzebuje jej głównie dlatego, że powstała wśród wyjątkowych warunków. Zaczęta przed wojną, musiała być potem skutkiem uchodźtwa z kraju przerwana na długi czas. Podjęta później ponownie, pisana była najpierw poza miejscem mego stałego pobytu, bez potrzebnych książek — a tych do pracy o Homerze potrzeba tak wiele –, później wprawdzie kontynuowana była u boku biblioteki, ale wśród nowych fal zawieruchy wojennej, bez koniecznego spokoju. Nadto najnowszą literaturę Homerową w przedstawionych warunkach mogłem uwzględniać nieraz dopiero później, dodatkowo, po napisaniu odnośnych ustępów. Odbić się to musiało na pracy, przede wszystkiem może w pewnych powtarzaniach; powtarzania te jako organicznie złączone z całością pracy, nie wszędzie już potem dały się usunąć.