Szósty oddział jedzie w świat/X
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Szósty oddział jedzie w świat |
Podtytuł | Powieść dla dzieci od lat 11–13 |
Pochodzenie | Odcinek powieściowy II tomu „Płomyka” |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Nowoczesna Spółka Wydawn. S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Prędko mija czas. Zwłaszcza wtedy, kiedy schodzi na nowych wrażeniach i przyjemnościach. Wszyscy, którzy odbywali wycieczki, wiedzą, że trzy dni to wtedy trzy godziny. Znów butersznyty, paczki i plecaki, ale tym razem na powrót. Trochę mniej gwarno, bo wszyscy są zmęczeni. Pokazywanie zakupów i wspomnienia.
— A Kamienna Góra? A port? Pamiętacie?
Niewszystkie pamiętają to samo najlepiej, ale jedno wie każda, jak było na łodzi.
„Wtedy odrazu Wandzia buch do wody, my krzyczymy, pani woła rybaka, a Ojda…”
Temi słowami sto razy powtórzono zdarzenie tym, które go nie widziały.
Za oknami wagonu znów przelatywały pola, łąki i miasteczka. Najwcześniej stracono z oczu morze, potem zjawiły się znajome już stacje, coraz bardziej znane im dalej w kierunku domu.
W oknie znów dumnie paradowała tabliczka z napisem: „VI Oddział Szkoły Powsz. w Wąbrzeźnie”.
— Szkoda, że tak krótko — westchnęła Oleńka.
— Ale jak dobrze, że udało nam się pojechać — rzekła Ojda.
Wandzia nie powiedziała nic. Myślała o tem, że to naprawdę była piękna wycieczka, że dużo jest dziewcząt w fabrycznej Łodzi i nawet na bliskiem Pomorzu, które nigdy nie zobaczą morza, nie wyjadą poza swoje rodzinne miasto i nie znajdą prawdziwej przyjaciółki, takiej dzielnej i miłej.
W milczeniu uścisnęła rękę Ojdy, która siedziała obok i właśnie zaczynała drzemać.
— Co? — zapytała ją sennie Marysia.
— Nic, nic — powiedziała Wandzia i roześmiały się obie bez powodu, poprostu z radości, że dobrze jest umieć się cieszyć swoim powszednim dniem.
Na siatkach podskakiwały paczki. Kilka nieznużonych dziewczynek zmieniało się jeszcze wciąż przy oknach, pociąg dudnił szybko po szynach.
Ledwie dziewczynki się spostrzegły, kiedy zbliżył się kres podróży i przez okna zajrzały czerwone pelargonje w skrzynkach za oknami małego budynku stacyjnego w Wąbrzeźnie.
Niektórzy rodzice czekali już na stacji. Mamusia Wandzi zdaleka powiewała chusteczką, a wysoki czerwony na twarzy numerowy, pan Grzegorczyk, ojciec Trudy zdjął czapkę.
On pierwszy podbiegł do wagonu, odstawiwszy swoją taczkę, „karę”, jak mówiono tutaj.
— Truda — zawołał — jak się masz, jak ci poszło?
Wtedy nietylko Truda, ale cały VI oddział zawołał chórem:
— Doskonale, świetnie, wspaniale…
— Prędko, prędko dziewczynki, pociąg zaraz ruszy — przynaglała pani; jedna za drugą sypały się z wagonu podróżniczki.
— Gotów — gwizdnął przeciągle pan Lendzion, zawiadowca.
Na stacji witano się, ściskano i piszczano, kiedy pociąg zaczął się zwolna naprzód posuwać.
— O — zawołała Małgosia — nasza kartka....
Zapomniana i samotna mignęła dziewczynkom już w biegu z okna wagonu kartka z grubemi literami „VI Oddział”…
Zostawiono ją, zapomniano o niej w pośpiechu i wzruszeniu. Tak VI oddział nie skończył jeszcze swej podróży i pojechał dalej w piękny, nieznany świat.