Szablon:Tekst na dziś/6 sierpnia/b
Gniazdo białozora
Maria Rodziewiczówna
Jezioro leżało lśniąc srebrem w triumfie słonecznym majowego odwieczerza. Wszystko żyjące było barwą, wonią i śpiewem: łozy i trzciny, olchy i brzozy, porosty wodne, jałowe piachy nadbrzeżne i powietrze aż mgławe od kwietnego pyłu. Cały kraj święcił gody!
Otulony w gąszcz łóz, w zatoczce skąd widna była bezkreśna, gładka toń wodna, niewidzialny w nawisłych warkoczach brzozy, strojnej w wielki kierz jemioły, stał człowiek ze strzelbą i patrzał. Słońce miał za sobą, więc wzroku nic nie ćmiło i biegł po widowisku, cudnem dla przyrodnika. Bliżej w czerotach roiło się od kaczek wrzaskliwych, swarliwych, łapczywych i rozpustnych.
Zielonogłowe kaczory hulały zapamiętale, lub tłukły się do pół śmierci. Wrzask panował jak w karczmie. Smyrgały wśród tej kaczej czeredy kuliki i rybitwy, bekasy i czajki — czasem porywał się i odlatywał, zgorszony gomonem, ciężki kulon, lub bąk, spłoszony w swej medytacji.