[67]Szatańska legenda.
Chory leżał młodzieniec —
Nudził się w dodatku,
I paląc fajkę
Krzyknął: a choćby djabeł przyszedł na ostatku
I rzekł mi bajkę...
Chętnie bym słuchał bylem się nie nudził chwilę.
W tém z fajki duszek wyszedł z dymem, krokodyle
Oczko miał, i rzekł: służę! jam doktor Mefisto,
Jak stara niańka,
Mam zapas bajek pełnych fantazyą tak czystą
Jak z mydła bańka...
O krokodylu... djable, czy ludzkiéj przyjaźni?
Ostatnia jest grubiańska — lecz blizka twéj jaźni...
(recitativo secho)
Benvenuto w przyjaźni z Leonardem żyli,
Ale jak to bywa,
W każdéj doli, i w każdéj prawie życia chwili
Jedna z stron szczęśliwa
Króluje — czasem depcze — lub kochać się daje,
Druga, szczęsna ofiarą, na wszystko przystaje.
Tak było długo — dłużéj jak długo — to długo!
Wreszcie — się urwało,
Ofiara z życia? zgoda! ale być papugą
Gdy młode serce pękało,
[68]
Sprzykrzyło się niewieściéj Leonarda duszy,
Skruszył to, czego sama — wieczność nie rozkruszy!
Niedługo późnij djabli, mówią, czy anieli
Wedle innéj wersyj
Leonarda pod skrzydła opiekuńcze wzięli.
Nie wiem czyli szczersi
Byli od ludzi, lecz czuł i zawsze i wszędzie
Że mu nigdzie już gorzéj niźli tu — nie będzie!
Przeto umarł spokojny, cichy i nieznany,
Choć niesyt chwały,
I w krótce na mogile w lesie zapomnianéj
Chwasty bujały!
Ale w ćwierć wieku ludzie za pieśni piołunu
Wznieśli mu posąg — piękny — jak synom piorunu!
I raz po leciech — w cichéj, dębowéj ulicy
Stał posąg w noc majową,
Ozłocony światłością cichéj błyskawicy
Co po nad jego głową
Zapalała się — gasła — i księżyc go złocił,
I posąg jak żyw łzami krwawemi się pocił…
I Leonardo przyszedł pod posąg człowieka
Z którego kpić przywyknął,
A zmędrzał życiem — w którém i lody i spieka
Żarły go — że zakrzyknął
[69]
Nieraz duch jego w ciężkich zapasach samotnie,
I zaryczał po druhu zgasłym niepowrotnie...
I stanął pod posągiem co w noc gwiazdolitą
I stał jasny, żywy,
Rzekł: przebacz! oto z piersią powracam przebitą,
Ja nieszczęśliwy!...
A posąg niemy — tak go miał odepchnąć nogą,
Że jak psa znaleziono go rano nad drogą...
(po chwili)
Fajka zgasła — puls szybszy — czy się pan nie nudzi?...
Zapiszę mu receptę o potędze ludzi.
(z ironią)
(O! żal mi nieboraka!)
Treść jéj mniéj więcéj taka:
Cofnij godzinę jedną co wybiła,
Ożyw robaka którego twa noga
Zgniotła. Robaku! matką twoją trwoga!
Jedną, namiętność niech zdepcze twa siła!
Jedno wspomnienie wymaż z twéj pamięci,
I złam choć jedną z tajemnic pieczęci!
Udziałem twoim jest nędza bez końca,
I oczy twoje ślepną tu od słońca!...
[70]
Teraz żegnam… szacuję go bardzo wysoko,
Lecz — ten krzyżyk na piersiach razi moje oko!..