Sztuka prowadzenia sporów/Dodatek

<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Schopenhauer
Tytuł Sztuka prowadzenia sporów
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i S-ki
Data wyd. 1893
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Lorentowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DODATEK.

O znaczeniu logiki i rzadkości rozsądku.

Podług mnie, logika posiada wyłącznie teoretyczne znaczenie, jako nauka, potrzebna do poznania istoty i prawidłowego biegu działalności umysłowej, i dlatego powinna być tylko analityką, nie zaś dyalektyką. Korzyści praktycznej we względzie prawidłowego myślenia i poszukiwania prawdy logika zupełnie jest pozbawioną.
Kwestya zresztą, czy w dysputach znajomość dyalektyki cośkolwiek pomoże, gdyż ten, kto jest od natury obdarzony dowcipem i rozwinął go przez pilne ćwiczenie, zawsze zwycięży tego, kto nauczył się tylko prawideł dyalektycznych. Ktoby pragnął wyćwiczyć się w dysputowaniu, dopiąłby tego prędzej przez pilne czytanie dyalogów Platona, z których niektóre stanowią przewyborne przykłady dyalektycznej zręczności, szczególniej tam, gdzie Sokrates stawia pułapki sofistom i następnie chwyta ich w nie, — niż przy pomocy wystudyowania dyalektycznych prac Arystotelesa, ponieważ prawidła tego ostatniego zawsze dalekiemi są od każdego danego poszczególnego wypadku, aby je można było zastosować; dla tego zaś, aby je wybierać i przystosowywać do wypadku — braknie czasu.
Logika doprowadzić może jedynie do formalnej prawdy, nie zaś materyalnej. Patrzy na pojęcia, jak na rzecz daną, i naucza jedynie, jak się z niemi obchodzić, przyczem pozostaje zawsze w sferze pojęć; ale czy istotnie są in rerum natura rzeczy, odpowiadające tym wypadkom, czy pojęcia stosują się do rzeczy istotnych, lub też do rzeczy samowolnie zmyślonych, to jej wcale nie dotyczy. Dlatego też przy najpoważniejszem i najprawidłowszem nawet myśleniu może brakować wszelkiej treści i treść ta krążyć może około absolutnych urojeń. Tak się rzecz miała w scholastyce, tak bywa w wielu bardzo subtelnych rozprawach, przy dowolnych tezach, zwłaszcza w filozofii.
Wyprowadzać sądy z sądów — oto wszystko, czego uczy logika i co może uczynić rozum, pozostawiony samemu sobie. Ale, aby dokonać tego dokładnie i bez błędu, rozum nie wymaga żadnej nauki o prawach swej działalności, lecz działa prawidłowo, zupełnie samodzielnie, skoro tylko pozostawiony jest samemu sobie. Okropnem byłoby sądzić, że logika może mieć korzyść praktyczną i może nauczyć prawidłowego myślenia; wówczas należałoby przypuścić, że ten, kto się jeszcze nie uczył logiki, znajduje się w niebezpieczeństwie myślenia zawsze sprzecznie, zgadzania się na to, że pomiędzy tezami przeciwnemi możliwą jest trzecia, lub też przyznania słuszności wnioskowi w rodzaju takiego, jak następujący:
Wszystkie gęsi mają dwie nogi;
Cajus ma dwie nogi —
Cajus jest gęsią.
Należałoby wówczas sądzić, że dopiero z logiki człowiek dowiaduje się, że w ten sposób myśleć i wyprowadzać wniosków nie wolno.
Wtedy, ma się rozumieć, logika byłaby bardzo pożyteczną, ale źle byłoby ze społeczeństwem ludzkiem. W istocie rzeczy, ma się rozumieć, jest inaczej; ale zupełnie niewłaściwem byłoby mówić o logice tam, gdzie mam na myśli zdrowy rozum. Zdarza się niekiedy czytać pochwały dla pisarza w tym rodzaju: „w całem dziele znajduje się wiele logiki,” zamiast: „dzieło zawiera prawidłowe sądy i wnioski;” albo słyszysz: „należałoby autorowi wpierw pouczyć się nieco logiki,” zamiast: „należałoby mu pracować umysłem i pomyśleć, zanim zabierze się do pisania.”
Błędnych sądów bardzo jest wiele, błędne zaś wnioski, czynione poważnie, niezmiernie są rzadkie; zależeć one mogą jedynie od pośpiechu, po namyśle zaraz dają się naprawić.
Zdrowy rozum nie tyle jest ogólnym, o ile rzadkim jest prawidłowy i subtelny sąd. Logika zaś podaje wskazówki tylko co do tego, jak należy wyprowadzać wnioski, t. j. jak postępować z gotowemi już sądami, nie zaś jak sądy te budować.
Formowanie tych ostatnich zależy od wiedzy poglądowej, która znajduje się poza sferą logiki. Sąd przenosi wiedzę poglądową do abstrakcyjnej — i na to logika nie posiada prawideł.
W wyprowadzeniu wniosku nikt się nie omyli, ponieważ wniosek na tem polega, że tam, gdzie mu są podane trzy terminy, określa dokładnie ich stosunek. Ale trudność i niebezpieczeństwo błędu znajduje się w postawieniu przesłanek, nie zaś w wyprowadzeniu z nich wniosku; ten ostatni wykonywa się z konieczności sam przez się. Inna rzecz wynalezienie przesłanek, gdyż tu logika opuszcza nas. Wyszukanie najpierw propositio major jest rzeczą refleksyjnego rozsądku, np. powiedzieć: „wszystkie zwierzęta, mające płuca, posiadają głos;” następnie znalezienie terminus medius jest rzeczą podsumującego rozsądku, a mianowicie znalezienie tego stosunku, dzięki któremu przedmiot, o jakim mowa, podpada pod prawidła, a więc powiedzieć: „żaby są zwierzętami, posiadającemi płuca.” Jeżeli sądy te są prawidłowe i już je posiadamy, to wyprowadzenie wniosku jest dziecięcą igraszką i do tego należy jedynie prawidło logiki. Prawidłowość sądów logika pozostawia jedynie rozsądkowi, i na tem polu polega cała trudność. A więc niema się co obawiać fałszywych wniosków, lecz jedynie fałszywych sądów, co zresztą stwierdza praktyka.
Nietylko rozsądek refleksyjny, któremuśmy obowiązani wszystkie wielkie odkrycia i ważne prawdy, okazuje się wyjątkowym w jednostkach i wcale nie należy do człowieka wogóle, ale nawet rozsądek, posiadający już prawidło, pojęcie, abstrakcyę i mnóstwo poszczególnych wypadków, danych mu przez obserwacyę, rozsądek, którego zadanie polega na tem jedynie, aby się przekonać, czy przypadki te podpadają pod dane prawidło, — a nawet, powiadam, subsumujący rozsądek zaledwie można przypisać zwyczajnemu człowiekowi; przynajmniej u większości jest on nadzwyczajnie słabym. Widzimy, że sąd ludzi nawet wówczas, gdy niezupełnie jest przekupiony interesem osobistym (jak to bywa po większej części), ma za podstawę jedynie autorytet; idą oni tylko śladami innych, powtarzają to, co słyszeli od innych, i chwalą oraz ganią jedynie według cudzego przykładu. Jeżeli grzmią oklaski — klaszczą także, jeżeli gwizdania — gwiżdżą. Jeżeli widzą, że inni za kimś biegną — biegną i oni, nie pytając: po co? Jeżeli widzą kogoś opuszczonym, boją się do niego zbliżyć. W życiu większości ludzi niema zapewne ani jednego wypadku, o którym powiedziećby można, że go postanowili i zdecydowali się nań jedynie na podstawie własnego rozsądku. Podobni są w tem do owiec, idących za prowadzącym je baranem: jeżeli przeskoczył przez płot lub przez rów, przeskakują także; jeżeli go okrążył, wszyscy okrążają.
Gdyby tego nie było, to czemże moglibyśmy objaśnić fakt, iż każda nowa, oświetlona własnem światłem, uzbrojona w wieczną siłę prawda, mimo tych zalet, przy swem pojawieniu się za każdym razem wytrzymywać musi tak silny opór ze strony zastarzałego błędu? Rozpatrzcie się w historyi nauk, a przekonacie się, jaką bohaterską walkę wytrzymać musiała każda nowa ważna prawda przy swem pojawieniu się. Z początku przyjmują ją milczeniem, nie zwracają na nią wcale uwagi, następnie przeciwstawiają jej z tryumfem bożka starego błędu, aby przed nim skamieniała, jak przed głową Gorgony. A ponieważ tego nie robi, więc podnosi się przeciw niej wrzawa ogólna, zaprzeczają, jej i potępiają. Jakim więc sposobem, mimo tego wszystkiego, zwycięża? Dzięki temu, rzecz naturalna, iż z biegiem czasu uznają ją pojedyńczy ludzie, otrzymują sami jakąkolwiek drogą autorytet i koniec końcem sąd ich przechodzi do tłumu. Odbywa się to bardzo powoli i zwykle rezultat otrzymuje się wtedy dopiero, kiedy człowiek, który zrobił odkrycie, skończył już swoje męczeństwo i odpoczywa po gorzkiej pracy. Jeżeli kto chce przykładów, niech przypomni sobie historye Kopernika i Galileusza, niech przeczyta historyę odkrycia obiegu krwi przez Harvey’a i uznanie go przez uczonych po latach trzydziestu. Cała historya literatury powszechnej pokazuje nam także, o ile zwykły człowiek obdarzony jest rozsądkiem. Albo moje pragnienie nowego przykładu, postępowy ruch i rozwój którego zapewne wszyscy jeszcze przeżyjecie? Jest to teorya Goethego; w teoryi tej największy z ludzi, jakich w przeciągu wieków wydały Niemcy — Goethe, obala najbardziej przekonywającym i dostępnym sposobem stary błąd newtonowskiej teoryi barw. Książka jego leży lat dziesięć; od tej pory ja i jeszcze kilku przyznaliśmy jej racyę i otwarcie zaświadczyliśmy to. Reszta naukowego świata potępiła ją i wytrwale trzyma się starego credo Newtona. Świat naukowy traktowaniem tej kwestyi przygotuje dla potomstwa śliczne anegdotki.
Tak mało rozsądek należy do istotnych właściwości człowieka!
Najwięksi krzykacze — barany prowadzące. Skutkiem tego istnieć mogą dzienniki literackie, zapomocą których ludzie pozwalają budować sądy nieznanym osobistościom, dość bezwstydnym, aby się zjawić w charakterze niepowołanych sędziów, i dość tchórzliwym, aby napadać anonimowo na książki, napisane nieanonimowo. I ludzie pozwalają narzucić sobie te sądy! Tym sposobem okazuje się, że wieńce sławy u współczesnych rozdają dziennikarze, wieńce, które pozostają zielonemi, dopóki nie wyszedł z kursu rok dziennika. Ale wieńce wiecznie zielone, ozdobione nie płatkowem złotem choinek, lecz rzeczywistem, wieńce niewiędnące, przed któremi przechodzą kolejno wieki — takie wieńce rozdawane bywają nie przez dziennikarzy.
Brak rozsądku, zamienianego po większej części podpórką cudzego autorytetu, posiada jeszcze stanowczego wroga we własnej woli i usposobieniu. Wola zawsze jest potajemnym wrogiem rozumu. Dlatego też czysty rozsądek i czysty rozum oznaczają taki rozsądek i rozum, które wolne są od wszelkiego wpływu woli, t. j. usposobienia, i tylko ulegają własnym prawom. Dlatego też podam wam prawidła, co czynić należy, kiedy pragniecie przekonać kogoś do prawdy, znajdującej się w prostem przeciwieństwie z błędem, przez niego wyznawanym, a więc stanowiącym dla niego pewien interes. Interes to albo materyalny (t. j. treść błędów stanowi dla niego korzyść, np. jeżeli ma wielu poddanych, a ty pragniesz mu dowieść barbarzyństwa prawa poddaństwa), lub też jedynie formalny (t. j. trzyma się błędnego poglądu dlatego jedynie, że raz zgodził się na ten pogląd i zawieleby go kosztowało zgodzenie się na cudzą racyę). W wypadkach podobnych prawidło postępowania jest niezmiernie łatwem i naturalnem, a mimo tego rzadko je stosują. Oto na czem ono polega: należy wypuścić naprzód przesłanki, a wniosek winien sam nastąpić[1]. Zwykle postępuje się naodwrót: przez gorączkowość, pośpiech i chęć posiadania słuszności jakimbądź sposobem, wykrzykujemy z hałasem wniosek przed człowiekiem, który trzyma się właśnie przeciwnego błędu. Dzięki temu człowiek ten przygryza wędzidła, wytęża swą wolę przeciwko wszystkim zasadom i sądom, które poniżej przedstawimy i o których już wie, do jakiego nienawistnego dlań wniosku doprowadzą go. Tym sposobem wszystko się zepsuło. Zgodnie zaś z naszem prawidłem, winniśmy, przeciwnie, trzymać wniosek zupełnie in petto, izolować go i stawić jedynie przesłanki, ale zato całkowicie, jasno i wszechstronnie. Wniosku zaś wcale nie należy wypowiadać, lecz wyprowadzenie go pozostawić temu, kogo chcemy przekonać. Uczyni on to później w skrytości, sam dla siebie i z tem większą prawdą. Wówczas łatwiej zgodzi się na prawdę, ponieważ nie będzie się wstydził, że go przekonano, lecz będzie się chełpił, iż sam się przekonał.
Tak cicho wstępować powinna prawda pośród ludzi. W uroczystych i niebezpiecznych wypadkach, gdzie zachodzi pewne ryzyko w przeczeniu, uświęconem błędami, nie wystarcza niewypowiadanie i skrywanie wniosku; można nawet wyprowadzić zupełnie fałszywy wniosek, zgodny z uświęconym błędem, kiedy przesłanki są już zupełnie postawione.

Antony: Yes, Brutus says he was ambitious —
And Brutus is an honorable man.

Choćby fałsz był najwidoczniejszym, zauważa go się nie odrazu, ponieważ ludzie zbyt silnie skrępowani są błędem. Jedynie stopniowo sami wyprowadzają prawidłowy wniosek, ponieważ podstawa poznania, jak każda podstawa, pociąga za sobą niezbędnie swój skutek i prawda wychodzi na wierzch. (W ten sposób postępował Kant). Takiemi szlakami kroczyć musi prawda na tym świecie.


KONIEC.







  1. Patrz wybieg 10. (Przyp. tłum.).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arthur Schopenhauer i tłumacza: Jan Lorentowicz.