Tajemnica grobowca/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Pochodzenie | Przygody Zagadkowego Człowieka
Nr 77 |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 27.6.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Pokojówka Barry, niewyspana po prawie całej nocy, spędzonej na wyczekiwaniu w „Rajskim Jabłku“ o godzinie dziewiątej weszła, jak codzień do pokoju swej pani.
Lady Ewelina była niezdrowa. Barry przyglądała się jej badawczym wzrokiem. Ani chybi, tylko ten list wczorajszy był powodem tej nagłej niedyspozycji.
Lady Ewelina, unikając spojrzenia pokojówki, zwolniła ją:
— Źle się dziś czuję, nie wstanę. Mam łamanie w kościach już od wczoraj, — rzekła.
Zaledwie za Barry zamknęły się drzwi, a młoda kobieta narzuciła na siebie peniuar i siadała do biureczka.
— Nie potrafię już dłużej tak cierpieć — rzekła do siebie. — Dam mu tymczasem tyle, ile mam.
Skreśliła kilka słów, włożyła sto funtów i zakończyła list słowami: „Za kilka dni prześlę więcej“. Potem lady Ewelina zadzwoniła trzykrotnie. Był to dzwonek na Dicka, chłopca stajennego.
Dick, wyrostek o bardzo miłym wyglądzie, stanął po chwili w drzwiach sypialni.
— Dicku, — rzekła lady, — czy potrafisz dochować tajemnicy?... Czy potrafisz milczeć?
— Jak grób, mylady.
— Dobrze. Zaniesiesz ten list na pocztę. Ale żeby się nikt o niczym nie dowiedział. Nikt, ani Barry, ani lord, ani nikt?...
Chłopiec schował list do kieszeni i rzekł z powagą:
— Dam się pokrajać w kawały, a nikomu nic nie powiem.
— Ufam ci. Masz tutaj dla siebie na kino na niedzielę.
Lady odetchnęła.
— Kosztem tych stu funtów zapewnię sobie trochę spokoju, — rzekła do siebie, gdy za stajennym zamknęły się drzwi.
Harry Dickson popołudniu tego dnia pomagał właśnie zdjąć palto panu doktorowi Gensbury.
— Czy Mr. Sirrins jest?
— Tak jest, sir. Pan jest w palarni. Czy mam podać herbatę?
— Nie. Nie będę pił.
— Czy zakrystian nie pytał o pana, nie przychodził wcale?
Harry Dickson dobrze sobie to pytanie zanotował. Gensbury dziwił się, że jeszcze nikt nie zauważył braku ciała w sarkofagu. Niepokoiło go to widać poważnie.
— Nie, proszę pana, zakrystian nie przychodził. Gensbury skierował się ku palarni. Gdy mijał hall, zatrzymał się przy kominku, na którym płonęły głownie, wyjął jakiś list z kieszeni i wrzucił go, po czym szybko poszedł dalej.
Lokaj Ben, szybki jak błyskawica, schylił się i wyjął list z ognia.
Adresowany był do Beskinsa, autora pierwszego listu z pogróżkami. List był podpisany inicjałami: E. D.
Detektyw zmarszczył czoło.
— Nie umiała się opanować, — rzekł do siebie. — Pożałuje tego. Bo szantażystę ta suma rozzuchwali i zachęci do nowych żądań... A Gensbury jest w stosunkach z owym Beskinsem... A może nawet jest sam tym szantażystą?...
Na to pytanie trzeba było znaleźć odpowiedź jak najprędzej.
Detektyw starał się dowiedzieć czegoś w tej mierze z rozmowy dwóch przyjaciół.
Ale prócz tego, że dowiedział się, iż Gensbury bywa w szynku „Pod Holenderskim Tulipanem“ — więcej mu się ustalić nie udało.
Popołudniu lokaj Ben Mill zwolnił się na kilka godzin.
Tom Wills sygnalizował, że komisarz, któremu podlegał rejon, obejmujący majątek Sirrinsa, kilkakrotnie dopytywał się o detektywa.
Przybrawszy swój zwykły wygląd — Dickson bezpośrednio udał się na posterunek policji, gdzie złożył meldunek.
Dyżurny w komisariacie przyjął detektywa z jeszcze bardziej wyniosłą miną niż poprzednio.
— Pan komisarz już czeka na pana.
Brzmiało to, jak nie bylejaka groźba.
Komisarz, dobry znajomy Dicksona, również przyjął go bardzo ozięble.
— Możebyśmy obejrzeli sarkofag, chce pan?
— Z milą chęcią, kolego. Ale co się stało?
— Przekona się pan na miejscu, — odparł ostro komisarz.
Po kilku chwilach byli już na miejscu. Było ciemno, z czego był detektyw rad bardzo. Możliwość rozpoznania go była w tych warunkach równa zeru.
Gdy schodzili po schodach do krypty, komisarz zagadnął Dicksona:
— Ma pan lampkę?
— Oczywista.
— Więc sam pan sobie poświeci.
Dickson wzruszył ramionami. Postanowił nie reagować na zły humor komisarza.
Byli przy grobowcu Harolda Sirrinsa. Z lampką w ręku pochylił się detektyw nad sarkofagiem. Detektyw, zawsze opanowany, tym razem nie umiał się pohamować i z piersi jego wydarł się lekki okrzyk:
— Ciało jest na miejscu! Przecież to nie do wiary!
— A tak. Jest na miejscu, — gniewał się komisarz. — Nie do wiary był pański meldunek, Mr. Dickson, a nie fakt, że ciało w zamkniętym sarkofagu leży jak leżało. Ja przynajmniej w tym fakcie nie widzę nic niezwykłego!...
Detektyw już otwierał usta, aby ostro powiedzieć komisarzowi co o nim myśli ale w ostatniej chwili opanował się. Jasną przecież było rzeczą, że pozory przemawiały przeciwko niemu,..
— Może mi pan wierzyć, albo nie, ale tego ciała, owiniętego jak mumia egipska w tym miejscu nie było. Ktoś je wyjął z grobowca i teraz włożył z powrotem na miejsce.
— Bajki! Nie uwierzę w to nigdy. Niech mi pan tego dowiedzie!
— Prosiłbym pana o większy kredyt choćby dla mego nazwiska, komisarzu.
Detektyw pochylił się nad zwojami płótna.
— Nie widzi pan w tym nic nadzwyczajnego?
— W czym, mianowicie?
— Że tutaj brak kawałka zwoju?... Nie widzi pan tego?
— Nie widzę, bo to jest bez znaczenia. Taki opatrunek na całe ciało może się przecież w jednym miejscu podrzeć, nie uważa pan?
— Nie uważam, panie komisarzu. Moim zdaniem ktoś, kto posiada klucz od krypty wydał go przestępcy, który dla swoich zbrodniczych celów, wyjął ciało z grobowca. W grę wchodził Mateusz Sirrins i lady Demelson. Mateusz Sirrins! Mam dane, aby się na tym nazwisku zatrzymać. Powiedziałem panu aż za dużo. I mam nadzieję, że pan będzie wiedział co czynić, ja ze swej strony również nie zaniedbam niczego. Dobranoc panu!
W domu zastał Harry Dickson pismo od lady Eweliny, treści następującej:
„Szanowny i drogi Panie!
Oszaleję chyba, jeśli mi Pan nie przyjdzie z pomocą. Dostałam nowy list od Ch. B. Muszę się przyznać, że nie bacząc na zakaz Pana, wysłałam temu człowiekowi 100 funtów. Pieniądze otrzymał i teraz żąda reszty jeszcze bardziej natarczywie, niż przed tym. Tamten grozi skandalem, a mąż coraz energiczniej dopytuje się co mi dolega i ma do mnie słuszny żal, że coś przed nim ukrywam. Gdy się dowie prawdy — chyba targnie się na swe życie. Co czynić?...
E. D.“.
Harry Dickson odpisał na ten list krótko:
„Działam i rezultat końcowy nie da na siebie czekać“.
H. D.
Tom Wills pobiegł z listem.
— A teraz trzeba się będzie przygotowywać do odwiedzin gospody „Pod Holenderskim Tulipanem“. To diablo niebezpieczna dziura. Trzeba się będzie mieć na ostrożności. Weźmiemy tedy ze sobą rewolwer — to raz, parę kajdanów — to dwa i tych parę buteleczek, to trzy. Oddały mi już nie raz one poważne usługi. Mam nadzieję, że i tym razem mi się przydadzą.